Refleksje kobiety z chorobą afektywną dwubiegunową: odnajdywanie piękna w niewidzialnym
Procesy czarownic z Salem były mrocznym okresem w historii, a świadomość, że niewinne kobiety zostały ukrzyżowane i doprowadzone do szaleństwa z powodu grzyba, jest bolesna. To otrzeźwiające przypomnienie, że czasami rzeczy, na które nie mamy wpływu, mogą doprowadzić do naszego upadku. To analogia do moich własnych zmagań z chorobą afektywną dwubiegunową. Przez lata moja nierównowaga chemiczna sprawiała, że czułem, że muszę szukać sensu i celu u innych ludzi. Ale teraz wiem, że prawdziwe źródło sensu i celu leży we mnie.
Wychodzenie z epizodu maniakalnego może być izolujące, ale nauczyłem się znajdować ukojenie w samotności. Jak śpiewała kiedyś Lana Del Rey: „Mogę zamienić niebieski w coś pięknego”. Moja trauma i smutek dały mi głębię i perspektywę, której inaczej bym nie miał. Bycie postrzeganym jako „maniakalny” lub „ekstremalny” jest wyczerpujące, kiedy wszystko, co czuję, to pasja i podniecenie. To bolesne, gdy jestem po prostu smutny lub przestraszony. Ale uczę się ukierunkowywać moje emocje na samospełniające się czynności, które przynoszą mi radość.
Pomimo wyzwań, przed którymi stoję, jestem wdzięczna ludziom w moim życiu, którzy wspierali mnie przez to wszystko. Jednak nadal boję się, że zostanę źle zrozumiana. Dlaczego jest tak, że kiedy kobieta staje się silna i pewna siebie, nagle jest postrzegana jako zagrożenie? Mogę być sama w mojej podróży ku samorealizacji, ale odmawiam powrotu do bycia przerażoną małą dziewczynką, która zadowala ludzi na swojej drodze przez życie. Miałem najwięcej przyjaciół w moich najciemniejszych chwilach, ale zdałem sobie sprawę, że prawdziwa przyjaźń polega na wzajemności, a nie tylko na jednej osobie, która daje i daje.
Życie z chorobą afektywną dwubiegunową ma swoje wzloty i upadki, ale dało mi też dar: umiejętność dostrzegania piękna w najmniejszych chwilach życia. Jednak pomimo mojej zdolności do radości i miłości, często jestem postrzegany jako tykająca bomba zegarowa. Ludzie zapominają, że jestem leczona i stabilna. Jak śpiewali kiedyś Smithowie: „Życie, które prowadziłem, może sprawić, że dobry człowiek stanie się zły”. Ale nie pozwalam, by moje zmagania mnie definiowały. Jestem pełną pasji, pełną życia kobietą i zasługuję na to, by postrzegano mnie taką, jaka jestem, a nie tylko ze względu na moją diagnozę.
W końcu jestem jak lustrzana kula: odbijam całe piękno i światło wokół mnie. Ale tak jak lustrzana kula potrzebuje reflektora, aby naprawdę świecić, tak ja potrzebuję ludzi w moim życiu, którzy zobaczą mnie taką, jaka jestem, ze wszystkimi wadami. Moja podróż może być czasami samotna, ale wiem, że nie jestem sam. Mam nadzieję, że wszyscy inni zmagający się z chorobą psychiczną wiedzą, że nie są sami. Wszyscy jesteśmy w tym razem.