O odrzuceniu studenta ze względu na problemy zdrowotne przez promotora doktoratu
Mam kolegę (nazwij ich „Joe”) w moim programie doktoranckim z matematyki, który powiedział mi, że zwrócili się do pewnego profesora (nazwij ich „Dr X”), aby poprosić ich, aby zostali ich doradcami. Joe wydawał się bardzo zainteresowany i zdolny do prowadzenia badań z dr X. Jednak dr X powiedział Joemu, że nie chcą z nimi prowadzić badań, ponieważ mają problemy zdrowotne. Mianowicie Joe zwlekał z przystąpieniem do egzaminów kwalifikacyjnych z powodu operacji kamicy nerkowej (litotrypsja laserowa). Mimo to Joe zdał egzaminy kwalifikacyjne i wypadł bardzo dobrze. Dr X nadal miał uprzedzenia do Joe i nie chciał ich w swojej grupie badawczej z powodu ich problemów zdrowotnych.
Tak, to prawdziwa historia, która przydarzyła się mojemu przyjacielowi.
Czy jest jakaś podstawa w tym, że profesor nie chce wziąć Joe na swojego ucznia? A może są problemy z legalnością? Wiem, że pracodawca nie może dyskryminować ze względu na niepełnosprawność lub stan zdrowia, ale czy dotyczy to przyszłych promotorów studiów doktoranckich?
Odpowiedzi
O ile doktorat nie jest wymagającą pracą laboratoryjną, w której istnieje zagrożenie dla studenta lub jego współpracowników ze względu na stan zdrowia (co nie brzmi na to, ale nie wiemy), nie ma prawnego powodu, aby potencjalny przełożony odrzucił . Tyle mówią inne odpowiedzi.
Niemniej jednak ostrożniłbym się z narzucaniem sobie takiego przełożonego. W przeciwieństwie do normalnej pracy, dynamika przełożony-nadzorowany bardzo różni się od normalnego zatrudnienia i nie widzę niczego, co można by zyskać na pchaniu dalej. Joe mógłby oczywiście wszcząć postępowanie dyscyplinarne przeciwko temu przełożonemu; prawdopodobne dwie konsekwencje są następujące:
inni przełożeni będą ostrożnie chodzić po Joe, nawet jeśli nie mają dyskryminujących kości w swoich ciałach i nawet jeśli Joe ma całkowitą rację w wszczynaniu postępowania przeciwko prof. Nie wiedzą, co jeszcze może wywołać Joe, więc osoby o ostrożnych osobowościach prawdopodobnie będą starały się uniknąć konieczności nadzorowania go.
pierwotny przełożony może, jeśli zostanie uderzony prawdziwymi sankcjami (a nie tylko uderzeniem w nadgarstek), w przyszłości ukryć swoją dyskryminującą pozycję, nie będąc w pełni prawdomównym. Tak więc mogą w przyszłości przyjąć (a następnie znęcać się) chorowitych doktorantów (są o to pytania na SE).
O ile chciałoby się ukarać tego promotora za jego stanowisko (zakładając, że nie ma naprawdę dobrego powodu do odrzucenia), to nie sądzę, aby ani Joe, ani przyszli studenci tego profesora w jakikolwiek sposób wszczęli śledztwo; brakuje czegoś, co mogłoby sprawić, że prof.
Myślę, że lepiej jest, aby studenci wiedzieli, jak wygląda profesor, niż odkrywać to w trakcie.
W większości przypadków dyskryminacja ze względu na niepełnosprawność lub chorobę jest zła, aw wielu miejscach również nielegalna. Dotyczy to miejsc, w których doktoranci są uważani za pracowników oraz w miejscach, w których nie są.
Są jednak pewne wyjątki. Jeżeli niepełnosprawność uniemożliwia lub jest nadmiernie kosztowna dla ucznia wykonywanie jego obowiązków, dyskryminacja może być dozwolona. Jeśli uczeń ma problem zdrowotny, który sprawia, że badania są niebezpieczne, dyskryminacja może być obowiązkowa.
Po pierwsze, w USA jest jednoznacznie niezgodne z prawem dyskryminowanie ucznia z niepełnosprawnością, w tym z niepełnosprawnością medyczną, o ile uczeń jest w stanie sprostać standardom akademickim z rozsądnymi usprawnieniami (np. kilkumiesięcznym opóźnieniem kwalifikacji). Nielegalna jest również dyskryminacja studenta, który miał problemy zdrowotne w przeszłości ze względu na możliwość nawrotu tych problemów w przyszłości. Więc jest to.
Niestety, orzecznictwo USA pozwala na niezwykłą dyskrecję w podejmowaniu decyzji akademickich, zwłaszcza w przypadku programów magisterskich, co sprawia, że wygranie tej bitwy przez studenta jest prawie niemożliwe. Więc jeśli uniwersytet nie jest w 100% za studentem w tej kwestii – co jest głupcem – Joe może oczekiwać, że jego reputacja akademicka zostanie brutalnie zniszczona, tak aby doktor X mógł bezkarnie uzasadnić swoją nielegalną decyzję.
Jednak dobrym pomysłem jest, aby Joe prowadził własne szczegółowe rejestry i przynajmniej zgłaszał sytuację do biura usług dla osób niepełnosprawnych i każdego biura ds. równych szans/równości i integracji. Byłoby miło, gdybyśmy żyli w świecie, w którym szkoły nie ujdą na sucho z tym gównem, a my tak nie jest. Jedyny sposób, w jaki to się zmieni, jeśli ludzie, którzy są przez to ofiarami, przemówią.
Jestem nieco zaskoczona liczbą osób, które próbują postrzegać to tylko jako problem prawny. Nie zapominaj, że relacja doradca/doradca jest wyjątkowa. Przyjęcie doktoranta pod swoje skrzydła nie różni się niczym od adopcji dziecka (choćby tylko tymczasowo), a odrzucenie zainteresowanego doktoranta jest czasem odpowiedzialną rzeczą, gdy pojawiają się migające znaki ostrzegawcze.
Nie sądzę, aby powszechną praktyką było to, że potencjalni doradcy mają obowiązek przyjmowania każdego, kto spełnia określone kwalifikacje. W rzeczywistości myślę, że jest odwrotnie.
- Potencjalny doradca może odrzucić taką prośbę z bardzo osobistych powodów. Może wcześniej kontaktowali się z tym studentem i nie podobało im się to, co zobaczyli? Może mają pracę tylko dla jednego studenta i już mają na oku kogoś innego, kto według nich mógłby wykonać lepszą pracę, a teraz wymyślili kiepską wymówkę. Może dr X niedawno stracił ukochaną osobę z powodu problemów z nerkami i nie może znieść codziennego spotkania z żywym przypomnieniem?
- Innym prawdopodobnym scenariuszem jest to, że może dr X słyszał, że Joe spóźnia się, by zdać swoje kwalifikacje, i dlatego miał negatywne predyspozycje? Kiedy usłyszeli o prawdziwej przyczynie opóźnienia, po prostu nie byli w stanie wykonać mentalnego zawrócenia i wyrzucili coś, co sprawiło, że wyglądali jak osły. Zdecydowanie nieładnie. Ale rodzaj gówna, który może się łatwo zdarzyć, gdy jesteś postawiony na miejscu i musisz uzasadnić decyzję o odrzuceniu konkretnego studenta.
Po prostu nie usłyszeliśmy całej historii .
To jest matematyka, co oznacza, że doktoranci nieczęsto pracują z zespołami. Jeśli pojawi się problem z chemią doradcy/doradcy, odrzucenie uratuje zarówno doktorowi X, jak i Joe wiele bólu w dalszej części drogi.
- Joe może (powinien?) porozmawiać z dyrektorem studiów podyplomowych na wydziale (jeśli taki zasób istnieje). Znają lokalne warunki i mogą udzielić porady. Nie sądzę, by DGS zrobił wiele, ale jeśli podobne historie o Dr X nagromadzą się, może być coś, co da się zrobić, a DGS będzie miał środki, aby coś z tym zrobić. DGS raczej nie będzie plotkować i mówić, że dr X ma reputację osoby, z którą trudno się pracuje (inni absolwenci są po to, by robić takie rzeczy), ale ich zadaniem jest słuchać.
- Jeśli Dr X odrzuci talent na lewo i prawo, strzela sobie w stopę i może mieć trudności z rekrutacją w przyszłości.
- Podobnie, jeśli Joe upubliczni, musi żyć z konsekwencjami. Zła rada IMHO.
Joe powinien po prostu kontynuować poszukiwania doradcy, chyba że już to zrobił.
Wydaje się to być większym problemem moralnym niż cokolwiek innego. Zakładam też, że Joe nie chce pracować z tym przełożonym, a teraz ma innego przełożonego, z którym pracuje szczęśliwie.
Mając to na uwadze, jeśli Joe chce, aby uniwersytet coś z tym zrobił, sugerowałbym, że formalny proces prawdopodobnie nie będzie skuteczny. Jak powiedziały inne odpowiedzi, wszystkie uniwersytety mają duże doświadczenie w ukrywaniu wszystkiego, co zostało formalnie podniesione, nawet do przypadków napaści i gwałtu.
Lepszą alternatywą może być skontaktowanie się z gazetą studencką. Spowoduje to eskalację problemu lokalnie w kampusie i zwrócenie uwagi na problem, co wywrze presję na wydział, aby został zauważony, aby coś z tym zrobić. Joe nic nie kosztuje, w przeciwieństwie do adwokata. Oczywiście dobrze byłoby, gdyby Joe uprzedził swojego przełożonego, na wypadek gdyby spowodowało to problemy.
Zależy od kraju. W Wielkiej Brytanii jest to nielegalna dyskryminacja zgodnie z ustawą o równości z 2010 r., chyba że z jakiegoś powodu stan zdrowia uniemożliwia lub uniemożliwia wykonanie ważnego zadania, np. niewidomy taksówkarz lub niesłyszący pracownik call center, gdzie dokonano odpowiednich korekt , np. elastyczne godziny pracy lub biurko, które nie wymaga od nich chodzenia po wielu schodach, aby się do nich dostać. Jest to tak samo nielegalne, jak mówienie komuś, że nie będzie z nim pracował, ponieważ jest czarny lub jest kobietą. Uważam, że tak jest w przypadku podobnych przepisów w większości krajów Europy i Ameryki Północnej.
Jak powiedzieli inni, przełożony jest oczywiście dupkiem i nie warto z nim pracować. Musisz poinformować uczelnię, że najpierw udałbym się do kierownika wydziału, jeśli nie traktują tego poważnie, udaj się do rejestratora akademickiego lub równoważnego. Jeśli nie odpowiedzą właściwie, oznacza to, że uniwersytet jest zamieszany w nielegalną dyskryminację, wtedy należy wysłać e-mail do krajowego regulatora.