Czy jestem tchórzem?

Kolejny dzień, kolejny koncert nieobecny. Powinienem był iść dziś wieczorem na Florence and the Machine, ale znowu nie zdążyłem.
Kilka dni poprzedzających koncert było ciężkich. Wszystko, od wahań nastroju, przez wyczerpanie, po ekstremalne wzdęcia i niemożność siedzenia. Dziś rano już odczuwałem ból, zanim wstałem z łóżka, ale w klasycznym przypadku zaprzeczania zdecydowałem, że najpierw wezmę prysznic, aby zobaczyć, jak sobie poradzę.
nie radziłam sobie dobrze. Kiedy wyszedłem spod prysznica, cały mój lewy bok bolał. Bark, przepona, klatka piersiowa, dolna część pleców i tyłek. Wszystko było jeszcze bardziej spuchnięte i za wszelką cenę należało unikać zginania się w biodrach. Pomysł zakładania ubrań był odrażający. Udało mi się wysuszyć włosy, ale wymagało to wielu ciężkich oddechów i kilku przerw. Uświadomiłem sobie, że nie dam rady dotrzeć do końca drogi, nie mówiąc już o półtorej godziny jazdy pociągiem, samym koncercie i drodze powrotnej. Decyzja została podjęta.
Ale czy była to słuszna decyzja?
Czy powinienem był pójść na koncert i ponieść konsekwencje, do diabła ze zdrowiem? Czy powinienem zacząć przedkładać to, co chcę robić, ponad zdrowie?
Mam dość bycia rządzonym przez mojego Endo. Czuję się jak tchórz, że pozwoliłem temu zawładnąć moim życiem. Za to, że nie dałeś mu ostatecznego pieprzenia i mimo wszystko robiłeś to, co chcę. Nigdy nie uważałem się za słabego. W takie dni jak dzisiaj tylko to czuję.
Nie czuję się wojownikiem Endo. Czuję się jak słabeusz Endo.