Szczyt Flaneur

Flanêurujemy już od roku. Teresa (moja ukochana małżonka i współzałożycielka) i ja opuściliśmy Stany Zjednoczone w październiku 2021 roku i poza pięcioma tygodniami w Maryland mieszkamy i podróżujemy po Europie przez ostatnie 12 miesięcy. Musieliśmy się wiele nauczyć o tym, jak to jest być „dojrzałym flaneurem” XXI wieku. Nie tylko nauka, ale także upiększanie i wzbogacanie koncepcji, flanêur, która w XIX wieku dotyczyła tylko zamożnych i słabszych dżentelmenów, którzy przemierzali ulice Paryża bez żadnego innego celu niż obserwowanie społeczeństwa i zatracając się w zgiełku miasta.
Dlaczego Flâneur?Bezczelnie zmieniliśmy rzeczownik w czasownik i przejechaliśmy przez Francję, Włochy, Hiszpanię, Norwegię i Portugalię. Po drodze wymyśliliśmy nowe terminy, które nie istniały w Paryżu w okresie Belle Epoque : flaniking (flanêuring podczas wędrówki) i flamotoring (flanêuring podczas jazdy). Byliśmy całkiem dobrzy w nieplanowaniu zbyt wiele, zejściu z utartej ścieżki i po prostu podążaniu za własnym nosem. Ale muszę przyznać z odrobiną dumy, że w ciągu ostatnich kilku tygodni spędzonych w północnej Portugalii myślę, że Teresa i ja w końcu osiągnęliśmy szczyt flanêur.
Po tym, jak nasi przyjaciele, Tom i Paula, opuścili nas (przez dziewięć dni podróżowali z nami przez Lizbonę, Dolinę Duero i Porto), zostały nam jakieś trzy tygodnie do długiej podróży powrotnej do USA. Podczas naszej ostatniej nocy w Porto nie mieliśmy nic, dosłownie nic zarezerwowanego na resztę podróży, a jedynie mgliste pojęcie o tym, gdzie chcemy się udać w odległych północnych częściach Portugalii. Zrobiliśmy to krok po kroku. Teresa zarezerwowała dwie noce w uroczym nadmorskim miasteczku Viana do Castelo, które tak bardzo nam się podobało, że przedłużyliśmy nasz pobyt o trzecią noc. To był wzorzec, którego przestrzegaliśmy przez resztę podróży: nigdy nie rezerwowaliśmy więcej niż nasz następny cel, więc mogliśmy swobodnie rozszerzać miejsca, które chcieliśmy zwiedzić pełniej.
Bogini Viana do CasteloNawet naszą trasę zostawiliśmy niezdecydowaną. Zasadniczo polegamy na aplikacji Apple Map App — zaprogramowanej głosem uroczo optymistycznie brzmiącej irlandzkiej dziewczyny, którą nazywamy Mary Margaret, która potwornie zniekształca wymowę portugalskich nazw miejscowości. Niestety Mary Margaret nie zawsze oferuje najciekawsze trasy. Korzystamy więc również ze starej papierowej mapy Portugalii z zaznaczonymi „zielonymi drogami”, które pokazują malownicze drogi boczne. Ilekroć pojawia się bardziej ekologiczna opcja, bierzemy ją, ku rozpaczy Mary Margaret:
„Na rondzie zawróć!” – mówi ze swoim wesołym irlandzkim akcentem. Pod jej nosem wyobrażamy sobie, że słyszymy jej przekleństwo: „ Jezus-Maryja-i-Józef! Znowu przegapili zakręt!”
Czasami te dygresje nas gubią. „Zagubieni” zwykle niesie niestety negatywne znaczenie, ale to nie było nasze doświadczenie. Dla nas „zagubiony” oznacza po prostu nieoczekiwaną przygodę.
Ponieważ się „zgubiliśmy”, skończyliśmy na jeżdżeniu po labiryntach uliczek zapomnianych miasteczek, gdzie nawet niełatwo znaleźć kawiarnię z kieliszkiem vinho verde . Te przypadkowe objazdy zaprowadziły nas do miejsc, w których odkryliśmy nowe oblicza dawnej Portugalii: starożytne pomniki, bogato zdobione kościoły, pomniki wojenne poświęcone synom, którzy zginęli w odległych krajach, pomniki bohaterów i poetów uwiecznione w ich skromnych rodzinnych miastach.



W niektórych miejscach czuję się jak w domu. Może wrócimy na jakiś czas i zostaniemy na miesiąc lub sześć? Tak, w Viana do Castello, z bogatą historią lokalnych świąt i tradycji. Niewiele w Bragança, która była urocza, miała tyle samo historii, ale ostatecznie nie rezonowała jako miejsce, w którym moglibyśmy chcieć się zatrzymać. W rzeczywistości stało się to tematem rozmowy: Czy możemy tu mieszkać? W tym cichym nadmorskim kurorcie? W tej odległej górskiej wiosce? W tym otoczonym murami mieście, gdzie każda granitowa ściana jest przesiąknięta historią?
Spędziwszy większość życia w miastach, odkryliśmy, że żadne z nas nie chce spędzać schyłkowych lat w miejskich krajobrazach. Oboje lubimy dzicz i poczucie przestrzeni – czy to nad morzem, czy w górach. Ale nie jesteśmy gotowi do życia w całkowitej izolacji. Oboje chcemy być częścią społeczności. Wydaje się, że mamy przed sobą wiele mil, zanim gdziekolwiek się osiedlimy, ale rozmowa o tym jest dla nas obojga czymś nowym i być może właściwe jest, aby Dojrzali Flanêurowie zastanowili się pewnego dnia nad ostatecznym przystankiem na końcu drogi.
Pewnego dnia. Ale nie dziś.
Po dotarciu do wschodniej granicy Portugalii z Hiszpanią zrezygnowaliśmy z kontynuowania podróży na północny wschód do Galacji, przez Kraj Basków, z powrotem do Francji, a następnie do Paryża, by złapać samolot do USA. To byłoby logiczne. Ale dzień przed naszym wyjazdem nie mogliśmy tego zrobić. Po prostu nie mieliśmy dość Portugalii. Cóż, gdzie jeszcze chcemy iść, zadawaliśmy sobie pytanie? Przejechaliśmy przez każdą część północy, więc co zostało?
Nadal chciałem zobaczyć paleolityczną sztukę naskalną Doliny Coa. Teresa czuła, że nie ma dość wspaniałych winnic Douro.
Pocztówki z paleolitu The Douro EnduresMieliśmy czas na jedno i drugie. Podjęliśmy więc nieprawdopodobną decyzję, by zawrócić i pojechać na południe, a potem znowu na zachód. To było śmieszne. Gdyby spojrzeć na naszą trasę na mapie, przypominałaby ona źle zrobioną muszkę:

Skończyło się na tym, że spędziliśmy ostatnie dni w Quinta Ventozel o, eleganckim hotelu działającym na terenie posiadłości z winnicami w dolinie Douro, z widokiem na miasto Pinhão. Na tarasowych wzgórzach po drugiej stronie rzeki ledwo mogliśmy dostrzec domy w małym miasteczku, w którym mieszkaliśmy miesiąc wcześniej, kiedy po raz pierwszy przybyliśmy do północnej Portugalii. Zatoczyliśmy pełne koło, z powrotem do węzła muszki.

Tak naprawdę nie pozostało nam nic do roboty. Po raz pierwszy widzieliśmy wszystkie zabytki Douro. Spacerowaliśmy więc po winnicy — winorośle ogołociły się już z winogron, a liście zmieniły kolor na rdzawoczerwony w jesiennym powietrzu. Oliwki dojrzewały od zielonych do czarnych w gajach należących do quinta. Cieszyliśmy się ich aromatycznym ogrodem ziołowym i wieloma wypełnionymi owocami drzewami pomarańczowymi i cytrynowymi, które usiały posiadłość. Zwiedziliśmy stare budynki, rozjaśnione nową warstwą białej farby, gdzie wino było fermentowane i przechowywane w gigantycznych dębowych kadziach.
Chociaż winnica miała ponad 100 lat, została niedawno kupiona przez angielsko-francuski konglomerat, któremu zależy na maksymalizacji wartości nieruchomości dla turystów z najwyższej półki — nie było nas stać na pobyt tam w szczycie sezonu. To było piękne, ale w przeciwieństwie do mniejszej kwinty, w której mieszkaliśmy po drugiej stronie rzeki, personel tutaj był trochę kruchy i bezosobowy. Powiedziano nam, że trenowani pod kątem skuteczności. Ale kosztem tej naturalnej życzliwości i troski, którą odczuwaliśmy od personelu hotelu i restauracji prawie wszędzie w Portugalii. Nienawidziliśmy myśli, że ich francusko-anglojęzyczni zwierzchnicy zamierzali wyszkolić Portugalczyków ze swojego portugalskiego personelu.



Te ostatnie dni w Douro zaspokoiły tę tęsknotę za odrobiną Portugalii. Potem, och, jakże niechętnie, skierowaliśmy się w stronę Hiszpanii, Francji i USA. Wiemy, że w przyszłości pojawią się obowiązki. Rodzina do odwiedzenia na Święto Dziękczynienia i Boże Narodzenie. Wybory do głosowania. Podatki do złożenia.
Ale na razie jest otwarta droga, następny hotel. Cierpliwa Mary Margaret czeka na nas każdego ranka w samochodzie. Którą drogą wybierzemy się podczas długiej jazdy? Tak naprawdę nie wiemy. Jak możemy przewidzieć wybory, których dokonają jutro Teresa i Tim? Nie jesteśmy ich szefem. Będą mieli swoją drogę; będą mieli swoje zachcianki. Dla tych dwóch osiągnęli szczyt flanêur.
