Recenzja Boy Kills World: pochodny film akcji, który nie może znaleźć własnego głosu

Choć „ Boy Kills World” (debiut fabularny niemieckiego scenarzysty i reżysera Moritza Mohra) stara się wyczarować uszczypliwy, krwawy film akcji na wzór Deadpoola , bardzo ubogi scenariusz, rozdęty czas realizacji i bezcelowa reżyseria sprawiają, że ten film zemsty jest agresywnie letni.
powiązana zawartość
Boy Kills World z Billem Skarsgårdem, Jessicą Rothe i Michelle Dockery w rolach głównych opowiada historię tytułowego Boya (Skarsgård), osieroconego młodego mężczyzny żyjącego na obrzeżach „totalitarnego piekła” społeczeństwa działającego pod butem obrzydliwie bogatego Van Dera Rodzina Koyów. Kiedy matka i siostra Boya zostają zabite na rozkaz Van Der Koysów (incydent, który pozostawia go niemego), chłopiec poprzysięga zemstę. Trenując pod okiem Szamana (Yayan Ruhian), staje się żywą bronią.
powiązana zawartość
- Wyłączony
- język angielski
Jeśli to streszczenie brzmi znajomo, to dlatego, że tak jest – fabuła „Boy Kills World ” jest banalna i przewidywalna, a w filmie nie podejmuje się wielu prób eksploracji ani zmiany choćby jednego elementu tej wydeptanej historii zemsty . Poza kreskówkowo apokaliptyczną i bez entuzjazmu stylizowaną estetyką istnieje jeden wyraźny element, który według filmu stanowi sekret wyróżnienia się — narracja lektorska prowadzona przez H. Jona Benjamina .
Trzeba przyznać, że filmowi oddanie głosu cichemu zabójcy przez ukochanego aktora głosowego jest sprytnym założeniem, a głos Benjamina jest zarówno ikoniczny, jak i niepasujący do Chłopca Skarsgårda, co wyraźnie jest zamierzeniem twórców filmu. Ale słuchanie dowcipów Boba Belchera na temat tego, z kim walczy, dodaje trochę pikanterii standardowej, banalnej scenie walki, ale to gówno, które bardzo szybko się męczy.
Wydaje się, że Boy Kills World uważa, że obsadzenie Benjamina w roli wewnętrznego głosu Boya to skrót od dowcipu i humoru, ale niefortunna prawda jest taka, że w świecie post-Marvelowym prowadzenie złośliwego wewnętrznego dialogu w trakcie walki jest przestarzałe. Choć Benjamin nadaje swoim wersom mnóstwo rozmachu, scenariusz Boy Kills World po prostu nie ma dość dowcipu, głębi i pomysłowości, aby stworzyć nieprzewidywalny, niecodzienny film akcji, za jaki go uważa.
Scenariusz najczęściej zmaga się z głosem i poczuciem siebie. Mimo że film trwa niecałe dwie godziny, budowanie świata w filmie nigdy nie wykracza poza dziwaczne, powierzchowne wybory estetyczne, nie pozwalając widzom poznać tych bohaterów ani zaopiekować się nimi poza tragedią nieodłącznie związaną z ich życiem. Z pewnością skrajna przesada w sprawie Van Der Koyów i ich telewizyjnego „odstrzału” obywateli dla rozrywki ma mieć charakter satyryczny, ale film nigdy nie przedstawia żadnej przemyślanej reakcji ani dekonstrukcji ich okrucieństwa napędzanego kapitałem.
Podobnie sam Boy jest postacią, która wydaje się istnieć tylko w ogólnych zarysach. Kiedy spotykamy go w filmie, jest już wzięty pod skrzydła Szamana, a kiedy wyrusza z misją zemsty na ulice, szanse na odkrycie, kim jest Boy, są jeszcze mniejsze. Oprócz tego, że przemawia bezpośrednio do widzów za pośrednictwem narracji Benjamina, innym dziwactwem zakrzywiającym rzeczywistość filmu jest obecność młodszej siostry Boya, Miny, która podąża za Boyem, nieustannie przypominając mu o jego tragicznej przeszłości.
Choć zarówno Skarsgård, jak i Benjamin wykonują godną podziwu robotę, sprzedając przywiązanie Boya do Miny, fakt, że nie mogą ze sobą rozmawiać bezpośrednio, a dodatkowo Boya gra wielu aktorów jednocześnie, utrudnia emocjonalne rytmy pomiędzy Boyem i Mina, aby naprawdę wylądować. Z pewnością szczenięce oczy Skarsgårda są groźnym wrogiem, ale trudno naprawdę przejmować się rzekomą więzią Boya z Miną, skoro nie widzieliśmy jej na żywo.
Quinn Copeland sprawia wrażenie porywającej, odważnej Miny, choć jej także konsekwentnie brakuje dialogów mających na celu dowcip i najczęściej kończących się niezdarnością i nieśmiesznością. Naprzeciwko Boya, Miny i Szamana resztę zespołu Boy Kills World uzupełnia stado podkręcających wąsy i uzbrojonych w broń złoczyńców: Van Der Koys. Tak jak Boy jest płytko empatyczny, tak zakres i motywacja karykaturalnego okrucieństwa Van Der Koysa nigdy nie zostaje zbadana, pozostawiając aktorom niewiele do pracy nad charakterem.
Jeśli chodzi o osobowość, Van Der Koyowie są stosunkowo wymienni: wszyscy są chciwi; wszyscy są agresywni; wszystkich czeka przerażająco brutalny koniec z rąk Boya. Niektórzy z tych niedoszłych obywateli stolicy Igrzysk Śmierci zapadają w pamięć bardziej niż inni. Melanie z Dockery jest początkowo pozycjonowana jako wielka zła przywódczyni rodziny, ale to ubrany w futro Gideon Bretta Gelmana okazuje się prawdziwą gwiazdą dzięki swojemu wyschniętemu porodowi.
Famke Janssen w roli Hildy Van Der Koy stanowi fascynujący dodatek do trzeciego aktu, a zaangażowanie, z jakim całym sercem angażuje się w dialog, jest prawdopodobnie czymś więcej, niż film na to zasługuje. June27 Jessiki Rothe (dosłownie tak ma na imię bohaterka) jest podobnie zabezpieczona i wchodzi do gry zbyt późno, aby można ją było skutecznie wykorzystać. Jej sztuczka z hełmem błędnie zastępuje osobowość – to naprawdę żałosne marnowanie czarującego młodego talentu.
Chociaż dialogi, budowanie świata i postacie mogą być słabe, jest jedna rzecz, na której zawsze można polegać w Boy Kills World , a jest nią przemoc. Brutalne i niezwykle krwawe sceny walki w Boy Kills World przypominają gry wideo, a postacie przywracają złamane kości na miejsce i wdychają opary, aby wzmocnić swoje siły. Dzięki pomocy wywołującej dreszcze (w dobrym tego słowa znaczeniu) oprawy dźwiękowej Michaela Mitchella sceny walki w Boy Kills World są czasami przesadnie długie, ale nigdy całkowicie nudne.
Jeśli szukasz kolejnego, naprawdę wyjątkowego filmu akcji, „ Boy Kills World” to nie to. Czerpiąc z bardziej udanych, spójnie wyreżyserowanych filmów, takich jak Deadpool , John Wick i Kill Bill , pozbawiony inspiracji scenariusz i szczupli bohaterowie utrudniają zapadające w pamięć sekwencje akcji, tworząc produkt końcowy, który jest bardziej kiczowaty niż fabuła.

