Recenzja Zielonej granicy: porywający i pełen empatii obraz kryzysu humanitarnego

„Green Border” , najnowszy film mistrzyni polskiej reżyserki Agnieszki Holland , jest po prostu wezwaniem do bezpośredniego działania. Film w wyrafinowany, choć momentami brutalny sposób opisuje zdradzieckie warunki, z jakimi borykają się migranci na granicy polsko-białoruskiej, które albo pogarszają, albo łagodzą przeciwstawne siły wojskowe i aktywiści.
Ta szczególna granica nazywana jest „zieloną granicą” ze względu na gęsty, bagnisty las oddzielający oba kraje. Oszukani w wyniku oszukańczej kampanii zorganizowanej przez białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę migranci z Afryki i Bliskiego Wschodu udają się do tego kraju w Europie Wschodniej (i znanego sojusznika Rosji) po zapewnieniu, że szybko i bezpiecznie przedostaną się do Polski, dzięki czemu będą mogli ubiegać się o azyl w Unii Europejskiej. Kiedy jednak przekraczają granicę, polski patrol graniczny po prostu zbiera uchodźców i wrzuca ich przez drut kolczasty z powrotem na Białoruś, gdzie są maltretowani, okradani i krytykowani, a następnie brutalnie zepchnięci z powrotem do Polski. Błędne koło powtarza się, gdy chorują, utykają, znikają i coraz częściej są zabijani. (Biurokratyczny, kafkowski charakter tych tortur rzuca cień na kolejny projekt Holland, film biograficzny zatytułowany po prostu Franz .)
powiązana zawartość
powiązana zawartość
Aby w pełni ukazać skalę kryzysu humanitarnego, Holandia podąża za trzema kluczowymi podmiotami, które zbiegają się na granicy. Najpierw poznajemy trzy pokolenia syryjskiej rodziny i afgańskiego nauczyciela języka angielskiego (Behi Djanati Atai), którzy łączą siły, aby wspólnie przekroczyć granicę, co na pierwszy rzut oka wydaje się tak proste, jak obiecano. („Jesteśmy w Unii Europejskiej! Udało się!” świętują niecałe 15 minut od rozpoczęcia filmu.) Nie wiedzą, że technicznie rzecz biorąc, nadal znajdują się w tzw. polskiej „strefie wykluczenia”. w którym roi się od patroli granicznych, które bardzo chcą dać im kopa z powrotem na Białoruś. Holland skupia się na jednym z takich agentów – Janie (Tomasz Włosok), nowicjuszu, który ma żonę i pierwsze dziecko w drodze. Postać Jana, poddana karygodnym protokołom (np. pozbyciu się ciał migrantów znalezionych na terytorium Polski), pozwala na wgląd w psychologię „człowieka rodzinnego”, którego celem jest utrwalanie nieludzkich zachowań. Na drugim końcu politycznego spektrum znajduje się Julia (Maja Ostaszewska), wcześniej ambiwalentna psycholog, która po tragedii rozgrywającej się na jej własnym podwórku, zmotywowana jest do przyłączenia się do grupy aktywistów pomagających uchodźcom.
Holland podchodzi do materiału z wściekłością i niezaprzeczalnymi faktami na jego poparcie. W dialogu bezpośrednio wskazano rosnącą liczbę ofiar śmiertelnych migrantów w Europie (w filmie, którego akcja rozgrywa się w szczytowym okresie „kryzysu” w 2021 r., podaje się ją jako „ponad 20 000”; w dodatku po filmie wydaje się korygować tę liczbę do „ponad 20 000” 30 000” w momencie ukończenia filmu w 2023 r.), a jego bohaterowie zostali ukształtowani w wyniku wielogodzinnych przedprodukcyjnych wywiadów z uchodźcami, aktywistami, mieszkańcami polskiego pogranicza i anonimowymi funkcjonariuszami straży granicznej. Współautorami scenariusza są Holland, Maciej Pisuk i Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko, większość scenariusza powstała w 2021 roku, a trio uważnie śledziło rozwój sytuacji na granicy.
Nie jest to pierwszy przypadek, gdy reżyserka zastosowała w swoich pracach wyraźny, choć kontrowersyjny, realizm, zwłaszcza gdy porusza kwestię zbrodni przeciw ludzkości. Być może jej najbardziej znany film, Europa Europa z 1991 r. , opowiada historię żydowskiego nastolatka Solomona Perela, który uciekł z Niemiec do Polski i oszukując nazistowskie siły okupacyjne, został wcielony do Hitlerjugend. W 2011 roku Holland ponownie zgłębiła temat Holokaustu w filmie W ciemności , opowiadającym o polskim pracowniku kanalizacji, który pomagał żydowskim uchodźcom, ukrywając ich w podziemnych tunelach. Chociaż filmy te potępiają akty ludobójcze – i wskazują na współudział Polski w II wojnie światowej – nie przedstawiają bohaterów po prostu jako „złych” lub „czystych”. W rzeczywistości Holland zakłada, że każda jednostka może być okrutna lub opiekuńcza, często podkreślając, że grupy, które znajdują się na stanowiskach władzy lub zniewolenia, są zdolne do posiadania tego samego zakresu ludzkich doświadczeń i emocji.
Jednak kraj urodzenia Holandii nie może się zgodzić z tą perspektywą. Pisarka i reżyserka była w przeszłości krytykowana przez polskich polityków , ale oficjalna reakcja na „Zieloną Granicę” polegała głównie na określeniu jej jako nazistki. W zirytowanym poście na portalu X Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro napisał: „W III Rzeszy Niemcy kręcili filmy propagandowe ukazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają za to Agnieszkę Holland.” Pomijając śmieszny pogląd, że kobieta pochodzenia żydowskiego, która poświęciła kilka filmów przedstawianiu okrucieństw Holokaustu, poprzez krytykę Polski przejmuje nazizm, uwagi te doskonale oddają żywotny ton artystycznego punktu widzenia Holland. Prezentując film w bogatej czerni i bieli (w umiejętnej obiektywizacji autorstwa częstego współpracownika Tomasza Naumiuka), Green Border wydaje się ponadczasowy w swoim podejściu, ponownie podkreślając przeszłą i trwającą przemoc wobec uznawanych za „zagrożenia społeczne”. Traktowanie uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu, europejskich Żydów i palestyńskich cywilów łączy usankcjonowany przez państwo sadyzm i ślepe słuchanie redukcyjnej propagandy.
To, co najwspanialsze w „Zielonej granicy” – poza jej ogromnym zaangażowaniem w humanizację, wzmocnionym ekscytującą i wstrząsającą narracją – to to, że nie wypuszcza nikogo z opresji. Wśród aktywistów o dobrych sercach nadanie priorytetu samozachowawczości nieodłącznie oznacza postrzeganie niektórych żyć jako ważniejszych od innych. Wśród migrantów bezmyślna desperacja prowadzi do druzgocących strat. Wśród funkcjonariuszy straży granicznej „wykonywanie rozkazów” skutkuje osobistą ruiną. Nasze błędy są naszymi własnymi, nawet jeśli szersze okoliczności, które prowadzą nas do naruszenia, są poza naszą kontrolą. Nawet jeśli wydaje się, że jako społeczeństwo zasługujemy na poklepanie po plecach – powiedzmy za ogromne globalne wsparcie dla ukraińskich uchodźców, ich natychmiastowe przyjęcie do Polski wraz z końcowym ujęciem filmu – musimy zapytać: „Za tych, których człowieczeństwo uznaliśmy, kogo zignorowaliśmy?”

