Łamanie kodu czytania

May 09 2023
Było lato 1957 roku, a ja byłem ośmioletnim chłopcem szukającym przygody. Wtedy Huck Finn nic na mnie nie miał.

Było lato 1957 roku, a ja byłem ośmioletnim chłopcem szukającym przygody. Wtedy Huck Finn nic na mnie nie miał. Miałem na sobie podobny uniform składający się z niebieskich dżinsów podwiniętych do kostek, rozpiętej koszuli i bosych stóp. Chyba nie nosiłem regularnie butów aż do gimnazjum. Letnie dni były powolne i leniwe, a wtedy mogłeś samotnie wędrować po moim rodzinnym Oksfordzie w stanie Mississippi tak bezpiecznie, jakby twoja mama była tuż obok ciebie.

Niejednokrotnie wstawałem, gdy rosa była jeszcze gęsta na trawie, jadłem jajecznicę i ciastko, po czym wychodziłem na zewnątrz. Teraz słowo „na zewnątrz” było używane, by powiedzieć mamie, dokąd się wybieram. Zidentyfikował podwórko, któregoś z kilku sąsiadów, zalesiony wąwóz oddzielający nasze podwórko od najbliższego sąsiada za nami, a właściwie miejsce, w którym się znalazłem. W moim umyśle „na zewnątrz” był mały świat, jaki znałem.

Wiele z tych dni jest straconych w plątaninie blaknących wspomnień, ale są takie, które mogę przeżyć ponownie, jakby to było wczoraj. Ten, o którym chcę ci opowiedzieć, jest właśnie taki. To dzień, w którym złamałam kod odczytu. A może to dzień, w którym książka roztrzaskała głowę małego chłopca.

Nie pamiętam, jak znalazłem się na rynku, ale to, że tam byłem, ma sens. Plac był centrum życia Oksfordu. Okazały gmach sądu pośrodku, cztery boki złożone z różnych firm, a ulica tworząca to, co nikt z nas nie wiedział, że nazywa się rondem, była otwarta dla wszystkich, z samochodami i ciężarówkami skręconymi w kółko, by rzucić się na boczne uliczki. Przedostanie się na drugą stronę ulicy do gmachu sądu zawsze było wyzwaniem.

Byłem tam już kilka razy, ale zawsze z mamą lub tatą. Trawnik przed sądem był stałym miejscem spotkań starców, którzy siedzieli na zacienionych ławkach, opowiadali nieprawdopodobne historie i często rozśmieszali się nawzajem. Było to również miejsce, w którym oglądaliśmy wyniki wyborów na ogromnej kredowej tablicy aktualizowanej przez faceta na drabinie, który wpisywał wyniki w miarę ich wywoływania. Ten trawnik był także miejscem, gdzie przez głośnik transmitowane były mecze piłkarskie Ole Miss i my, chłopcy, odtwarzalibyśmy każdy upadek. Można by pomyśleć, że wiem wszystko, co można znaleźć w sądzie, ale tego szczególnego dnia odkryłem, że rzeczy mogą się ukryć na widoku.

Odkryłem drzwi. Były to małe drzwi, pomalowane na zielono, z boku głównych drzwi po północnej stronie budynku. Nie przypominam sobie, żebym go wcześniej widział, ale nie był nowy. Można było stwierdzić, że zielona farba pochodziła prawdopodobnie z płaszcza numer dwadzieścia lub coś koło tego. Otworzyłem drzwi i dalej odkryłem schody. To wszystko, co było za tymi drzwiami. Mały przedpokój i schody. Wiesz, ciekawski chłopiec, który znalazł coś, czego nigdy wcześniej nie widział, musiał wspiąć się po schodach.

Wspinać się zrobiłem. Aż do średniego poziomu, gdzie schody skręciły w lewo i kolejne drzwi. Pchnąłem te drzwi i scena przede mną jest dziś tak wyraźna, jak to tylko możliwe. To była biblioteka. Wtedy nawet nie znałem słowa „biblioteka”. Wiedziałam tylko, że był to pokój pełen książek. Były tam regały stojące jak żołnierze na baczność, każdy z półkami sięgającymi prawie do sufitu, a każda półka była wypełniona książkami.

Stałem w pokoju, całkowicie oszołomiony tym widokiem. Jasne, mieliśmy książki w naszym domu i mieliśmy książki w szkole, ale nic takiego. To był wielobarwny skarb piratów. Byłem oszołomiony tym widokiem. Musisz pamiętać, że patrzyłem na tę scenę oczami ośmiolatka. Mój kontakt z książkami był obowiązkowym przedmiotem prezentowanym przez nauczycieli w szkole i nie byłem pod wrażeniem. Czytanie składało się z cudów literatury, takich jak „Dick i Jane”, a jeśli czytałeś którąkolwiek z nich, rozumiesz, dlaczego czytanie nigdy nie było powołaniem. Ale to! To było inne. Nie trzeba było geniusza, aby wiedzieć, że cokolwiek było w tych książkach, nie było to bardziej „Dick i Jane”.

Przypuszczam, że mógłbym tam stać dłużej, będąc zachwycony tą sceną, ale nagle zdałem sobie sprawę, że stoję obok lady, a za ladą stoi mała siwowłosa dama, która mnie obserwuje.

Powiedziała: „Cóż, witam”.

– Cześć – wymamrotałem.

"Byłeś tu wcześniej?" zapytała.

„Nie proszę pani. Po prostu wszedłem po schodach, żeby zobaczyć, co tu jest.

– Cóż, wejdź. To biblioteka hrabstwa. Jakie książki lubisz czytać?” Prosiła o więcej, niż byłem gotów przyznać.

– Naprawdę nie czytam dużo – powiedziałem.

– Cóż, wejdź i pozwól, że cię oprowadzę.

I w ten sposób wkroczyłem w nowy świat. Oprowadziła mnie po okolicy, wskazując różne sekcje i wyjaśniając, jakie książki można znaleźć w każdej z nich. Kiedy mówiła, nie była to tylko lista tematów czy sekcji. Mówiła tak, jakby każda sekcja półek była miejscem, w którym mieszkali przyjaciele, przyjaciele, których często odwiedzała i zawsze miło było ich widzieć.

„Jak myślisz, co chciałbyś przeczytać?” zapytała.

Trochę zawstydzony odpowiedziałem: „Nie wiem”.

Prawie spodziewając się tego wyznania, powiedziała wtedy: „Może pomogę ci znaleźć książkę, która moim zdaniem bardzo ci się spodoba, którą możesz zabrać do domu i przeczytać, a kiedy skończysz, możesz ją przynieść z powrotem i weź inny.

„Mogę zabrać do domu? A jeśli mi się to nie spodoba?”

Ale była pewna siebie: „Myślę, że ci się spodoba”.

Po tym skręciliśmy za róg, a ona ściągnęła książkę z półki i mi ją podała. Na grzbiecie wydrukowano „Hardy Boys Series”.

„To tajemnicza książka, w której młodzi chłopcy tacy jak ty rozwiązują zagadki kryminalne” — wyjaśniła. – Myślę, że dla ciekawskich, takich jak ty, to jest w sam raz.

W ten sposób wypełniliśmy mi kartę biblioteczną, wypożyczyłem książkę i dumnie włożyłem ją pod pachę, zszedłem po schodach i poszedłem do domu, żeby ją przeczytać. Przeczytaj, zrobiłem. Zwróciłem tę książkę kilka dni później i sprawdziłem inną z tej samej serii. Tego lata przeczytałem każdą część „Serii Hardy Boys” i kilka innych.

Nie powiem, że bibliotekarka jest odpowiedzialna za to, że stałem się czytelnikiem na całe życie, ale może tak jest. Możliwe, że sam odkryłbym książki. Potem znowu, może nie. Wiem tylko, że wzięła małego żądnego przygód chłopca i zamiast denerwować się, że najechał przestrzeń, do której nie należał, przyprowadziła go i przedstawiła kilku swoim przyjaciołom. Wiedziała, że ​​powinna to zrobić, znajdując jednego z tych przyjaciół, który byłby bardzo pociągający, a jej przyjacielskie zaproszenie do powrotu po więcej oznaczało, że drzwi do tych schodów były zawsze otwarte.

Kilka lat temu moja żona pracowała jako nauczycielka czytania dla gimnazjalistów. Miała dzieci, którym udało się dostać do gimnazjum, ale nadal nie umiały czytać. Jej zadaniem było przynajmniej doprowadzić ich do zdania podstawowego testu umiejętności czytania. Rozmawialiśmy o tym, jak ciężka była ta praca. Słyszała już, jak opowiadałem tę historię o bibliotece, i przypomniała sobie kluczową część, która pomogła jej pomóc tym dzieciom w nauce czytania. Nie tylko zmuszała ich do czytania. Pomogła im znaleźć książki na temat czegoś, co ich interesowało, czegoś, z czym byli związani, czegoś, co poruszyło serce, a nie tylko umysł. W ten sposób otworzyła świat czytania dla uczniów, którzy zdecydowali, że nie potrafią czytać. Nie powiem, że jest to jedyny sekret nauki czytania, ale jest ogromny. Aby rozwinąć umiejętności czytania, czytaj to, co kochasz, czytaj to, co przyciąga twoją uwagę,

Jestem teraz w siódmej dekadzie życia (hmm, brzmi staro!) i kocham czytać dzisiaj tak samo jak zawsze. Tajemnice nadal są moimi ulubionymi, ale odkryłam inne światy do odwiedzenia, wszelkiego rodzaju ludzi do poznania i więcej interesujących tematów, niż mogłabym sobie wyobrazić jako ośmiolatka. Czytelnikami są moje dzieci, wnuki, a teraz prawnuki. Chciałbym móc podziękować tej małej, siwowłosej pani z biblioteki.