Recenzja Megalopolis: magiczna, wijąca się i szalejąca epopeja

Są chwile, kiedy cały ten występ krytyka filmowego wydaje się marny, kiedy po dekadzie trudu pisze się kilkaset słów, dziesiątki milionów dolarów z osobistej fortuny oraz godziny i talenty setek wykonawców i rzemieślników zgromadzonych, aby przenieś na ekran wyjątkową wizję wybuchowego, a jednocześnie odnoszącego ogromne sukcesy autora. Czy można podziwiać wspaniałość tego wszystkiego, jednocześnie uznając powstałą potworność za mieszankę przytłaczającą i tandetną? Czy jest to arcydzieło, czy też niedopracowana filozofia polityczna ikonoklasta, który zakończył karierę – szalejącą w obliczu gasnącego światła, a zarazem znajdującą nadzieję w ukradkowych, słabych ruchach nowego pokolenia?
powiązana zawartość
I tak narodziło się Megalopolis Francisa Forda Coppoli , cri de coeur wobec umierającego imperium i późnego kapitalistycznego nadmiaru. To opowieść o walącym się społeczeństwie amerykańskim, odzwierciedlonym w metawersyjnych meandrach zrodzonych z teorii strun, połączonych z rzymskimi machinacjami końca Republiki, aby dodać odrobinę operowego pikanterii. To w kilku słowach totalne szaleństwo.
powiązana zawartość
- Wyłączony
- język angielski
Uważnie unikając wszelkich podsumowań, zwiastunów, a nawet zapowiedzi castingów, pojechałem do Megalopolis tak ślepy, jak tylko można być (Adam Driver był jedynym członkiem obsady, którego w jakiś sposób skojarzyłem z dalszymi losami). Dlatego też panowała być może wyjątkowa radość, gdy na proscenium wchodzili wykonawcy za wykonawcami, z takimi artystami jak Giancarlo Esposito, Aubrey Plaza, Shia LaBeouf, Jon Voight, Jason Schwartzman, Kathryn Hunter i Dustin Hoffman. Grają Cezara, Cycerona i Crassiego, bez przerwy przedzierając się przez retorykę, romans i zemstę.
Ich różne role odgrywają zadziwiającą mieszankę archetypowych ikon i na wpół zrealizowanych karykatur, przy czym każdy gracz pozornie otrzymuje inną wersję scenariusza, która albo podkreśla śmiały humor, albo powagę ich ról. W tego typu opowieściach zaczerpniętych z rzymskich romansów i oper występuje typowe kazirodcze powiązanie, ale jest też duża dawka popołudniowego sprośności przypominającej mydło. Masz jednych z najlepszych aktorów wielu pokoleń, wielu z Oscarami i innymi pochwałami, zbierających się razem na coś w rodzaju pijackiego teatru, a może nawet przyłapania kogoś na monologu Szekspira podczas zabawy w barze karaoke.
W Megalopolis można odnieść wrażenie, jakby „ Rzym” HBO zostało napisane na nowo przez tysiąc małp, a niektórym z nich udało się nawet poprawić pisownię. Czasem Megalopolis bawi się pompatyczną wielkością, czasem czystym kampem, nawiązując do równie dzielących niedawnych filmów, jak Beau się nie boi , czy zwłaszcza Babilon . A jednak pomimo całego chaotycznego, złego uroku obu tych filmów, były one, być może mało prawdopodobne, wynikiem produkcji studyjnych, w których ich ekscesy były w większości nienaruszone, ale nadal niektóre rogi zostały spiłowane na korzyść publiczności. Czysta, niefiltrowana integralność artystyczna Megalopolis w mniejszym stopniu przypomina rzymskie opowieści, a raczej greckie, które przywołują pychę i ironię, co nie będzie zaskoczeniem dla nikogo, kto zwrócił uwagę na niepowtarzalną karierę Coppoli.
Hearts Of Darkness , znakomityapokalipsy”, w którym wykorzystano materiały filmowe i wspomnienia Eleanor Coppoli, ukazał Francisa jako reżysera znacznie już poza stanem załamania nerwowego. Podobno iskierki dlaMegalopolissięgają tej epoki i z pewnością panuje malaryczna atmosfera w tym, jak to wszystko się rozwija, jakbyśmy po raz kolejny wybierali się w rejs w górę rzeki do nieznanych regionów. Po czterdziestu latach falstartów Coppola obiecał osobisty majątek i zgromadził znakomitą obsadę, a następnie uwolnił ją w konkursie na tym samym Festiwalu Filmowym w Cannes, gdzie wiele lat temu zadebiutowała jego wcześniejsza apokaliptyczna wizja.
Powstała w ten sposób opowieść o stosunkach rodzinnych, machinacjach politycznych, przekładanych ciążach i upływającym czasie sprawia, że niemal niemożliwe jest postrzeganie Megalopolis jako czegoś innego niż refleksje filmowca po osiemdziesiątce, w całym jego pesymizmie i optymizmie, w jego ponurym życiu. tępotę i swój głupi slapstick. W połowie tej konkretnej wizji następuje spektakularne rozbicie teatralnej czwartej ściany z takim samym rozmachem, z jakim architekt Megalopolis odbudowuje swój metawersum – Nowy Jork. Byłem albo świadkiem najwspanialszego momentu w kinie, jaki widziałem, najbardziej absurdalnego, albo odurzającej mieszanki sprytu i głupoty, która w okresie pofestiwalowym może nigdy się nie powtórzyć.
Być może to właśnie ten tygiel nastrojów, pomysłów i pasji sprawia, że amerykańska metafora w sercu Megalopolis jest o wiele bardziej odrażająca, ukazując za pomocą tej strzelby stylowej niemożliwy do powstrzymania eksperyment z kraju Coppoli. Nawet wykute w marmurze tytuły wydają się jednocześnie głupie i stentorowe, cytując Plutarcha z wdziękiem karty Hallmark i wyrażając głębię Platona z wdziękiem opartego na Wikipedii raportu o książkach dla gimnazjów.
Megalopolis nie charakteryzuje się tym powszechnym przekleństwem myślenia, że jest mądrzejsze niż jest, ale nie jestem też pewien, czy sprosta nawet najbardziej pobieżnym i głębszym badaniom. Niektórzy widzowie będą oszołomieni tym szaleństwem, inni będą rozgniewani pozornym marnowaniem czystego talentu reżyserskiego. Jednak u zdecydowanej większości kinowych hoi polloi wystąpi najbardziej przeklęta z reakcji: obojętność. Megalopolis nie jest filmem, który można oglądać podczas przewijania zagłady. Wielką radość sprawi oglądanie go w pomieszczeniu, tak jak ja, z energią publiczności coraz bardziej zaniepokojonej tym, czego byli świadkami.
A jednak publiczność była zaangażowana, może trochę zszokowana, a może nawet podniecona, wykazując ten sam pierwotny popęd, który sprawia, że niektórzy ludzie gapią się na wypadki samochodowe na poboczu. Stwierdzenie, czy „polubiłem” Megalopolis , jest niesprawiedliwe, ale zignorowanie faktu, że wydaje się to głęboko bezsensowne i desperacko potrzebuje jakiejś zewnętrznej perspektywy, aby przekształcić je w nieco przyjemniejszy sposób, byłoby niesprawiedliwe.
Megalopolis to magiczna, wijąca się i doprowadzająca do szaleństwa konstrukcja, która pokazuje, że proces eksperymentowania jest sam w sobie zarówno głęboko powiązany z dualistycznymi pojęciami, jak sukces i porażka, jak i ponad nimi. Przychodzę tu nie po to, by pogrzebać tę opowieść o Cezarze, ani też niekoniecznie ją wychwalać, ale by pochwalić jej ambicje – rozkoszować się samym jej istnieniem. „Bramy Megalopolis są otwarte i świat już nigdy nie będzie taki sam” – zapewniamy, a ta wzniosła, świętoszkowata i wyniosła mieszanka stanowi idealne podsumowanie najnowszej produkcji Coppoli. Kto może powiedzieć, czy gmach będzie stał? Po pierwsze cieszę się, że przynajmniej trzeba było zbudować bezczelność.

