Recenzja Mother Of The Bride: Algorytm Netflixa tworzy faksymile komedii romantycznej

Komedia romantyczna ze swej natury ma charakter rodzajowy. Podobnie jak w przypadku, zależy to od tropów gatunkowych, aby bawić i bawić. Podobnie jak prosty przepis, może być pysznym posiłkiem, gdy używa się wyłącznie podstawowych składników. Ale nakręcenie komedii romantycznej nie jest łatwym zadaniem. W rzeczywistości, ponieważ jego struktura wydaje się być z góry przewidziana, wymaga zręcznych rąk. W przeciwnym razie w ustach pozostanie kwaśny posmak. Matka panny młodej Marka Watersa , tajska igraszka z Brooke Shields w roli matki, o której mowa, to nie tyle niewypał, co rażący przykład tego, jak formuła zastosowana z niewielkim lub żadnym urokiem kończy się mdłym – wręcz pozbawionym życia .
powiązana zawartość
Shields gra Lanę, utalentowaną naukowiec, której córka Emma (Miranda Cosgrove) zaskakuje ją pewnego dnia szalonymi i niepożądanymi wiadomościami: jej kariera influencerki nabiera rozpędu, spotyka się z chłopakiem, którego poznała w Londynie, a teraz zamierza go poślubić. Ten pierwszy szczegół – dotyczący rozwijającej się obecności Emmy w mediach społecznościowych i sposobu, w jaki możliwe sponsoringi mogą jeszcze wpłynąć na jej życie – jest kluczowy, ponieważ uruchamia jeden z najbardziej absurdalnych założeń komedii romantycznej, jakie ostatnio pamiętam. Ślub Emmy z przystojnym RJ-em (Sean Teale) odbędzie się w Tajlandii i, co jest nieprawdopodobne, zostanie zaplanowany i zorganizowany z myślą o sponsorach Emmy. Emma i Lana nie pozostawiły żadnej decyzji do podjęcia. Nie miejsce. Nie sukienka. Nawet toastu dla matki panny młodej, który, jak wkrótce dowiaduje się Lana, został już dla niej napisany, aby ci, którzy oglądają transmisję na żywo z próbnej kolacji, nie byli świadkami czegokolwiek choćby w najmniejszym stopniu autentycznego.
powiązana zawartość
- Wyłączony
- język angielski
Rozdźwięk, jaki tworzy między matką a córką, byłby być może intrygującym materiałem na komedię – gdyby Shields i Cosgrove zdołali wykrzesać chemię potrzebną do lekceważenia takich sporów. Ale poza tym zbędnym i niezgrabnie napisanym pomysłem na wesele w stylu shotguna, Matka Panny Młodej snuje pomysły na naprawdę niedopracowaną fabułę: Lana dowiaduje się również, że RJ jest synem Willa (Benjamin Bratt), mężczyzny, który złamał jej serce kilkadziesiąt lat temu, prześladując ją wkrótce po ukończeniu college'u. Od ich pierwszego spotkania w pobliżu zbiornika wodnego – do którego w końcu wpadają oboje, podczas jednej z wielu prób filmu nawiązujących do oldschoolowej komedii slapstickowej – jasne jest, że w scenariuszu Robina Bernheima bardziej chodzi o uderzanie znanych rytmów niż o cielesność. swoje dwuwymiarowe postacie.
Dialogi Bernheima są również tak sztywne („Cześć! Mam na myśli cześć! Co właściwie pochodzi od niemieckiego „halo” – jąka się Lana, oślepiona wejściem Willa), że nawet twórcy gier nie są w stanie tego sprzedać. Bez względu na to, jak bardzo wymyślone może się wydawać to założenie, Matka Panny Młodej z porzuceniem przechodzi do wielu równie przewidywalnych wątków pobocznych, mimo że żaden nie jest inscenizowany z takim wdziękiem, jaki jest wymagany, abyśmy wybaczyli ich nieuchronność.
Czy przeszłość Lany i Willa pokrzyżuje ślub Emmy i RJ-a? Czy Emmie i Lanie uda się przetrwać sponsorowane przez firmę wesele w jednym kawałku? Czy Matka Panny Młodej znajdzie sposób, aby uczynić postać graną przez Chada Michaela Murraya czymś innym niż tylko miłym dla oka zalotnikiem, którego Lana z pewnością zignoruje? Czy postacie takie jak Rachael Harris, Wilson Cruz i Michael McDonald będą mogli napiąć swoje komediowe muskuły poza boleśnie przestarzałymi, ale wymaganymi rolami BFF (i żonatych GBF)?
Częścią problemu Mother Of The Bride jest to, że pomiędzy zaangażowanymi osobami jest bardzo mało chemii. Ani między Brattem i Shieldsem, ani między Shieldsem i Cosgrove'em. Rzeczywiście, aktorka „Nagle Susan” stara się zapanować nad Laną, a jej rytmy komediowe w serialu komediowym niezręcznie zderzają się zarówno z fajnym urokiem głównego bohatera Bratta, jak iz podobnie wpływową stylizacją Cosgrove’a, oglądaną przed wieloma kamerami. Czy Lana jest oddaną matką, która jakimś cudem nie miała pojęcia, że jej córka spotyka się z uroczym chłopcem w Londynie? Wspierający rodzic, któremu nie przeszkadza odsunięcie na bok ślubu własnej córki? Naukowiec-pracoholik, który w magiczny sposób odkrywa, że nadszedł czas, aby dać miłości drugą szansę? Choć scenariusz Bernheima stara się nadać bohaterowi pozory motywacji, Lana nigdy nie czuje się do końca prawdziwą osobą, a jedynie trybikiem w maszynie, jaką jest kompleks industrialny komedii romantycznej. (Podobnie im mniej mówimy o podejściu Matki Panny Młodej do kultury influencerów i mediów społecznościowych jako branży, tym lepiej.)
Wiele z tego można by wybaczyć, gdyby Matka Panny Młodej zapewniła nam choćby sporadyczne momenty śmiechu i śmiechu. Jednak film Watersa, jakby napędzany algorytmem wstawiającym sceny zapożyczone ze znacznie zabawniejszych filmów, obok których będzie teraz umieszczany w wielotematycznych rzędach treści Netflix, nie zawiera żadnych zapadających w pamięć scenografii. Jasne, jeśli podobał Ci się mecz tenisowy druhen, możesz pośmiać się z oferowanego tutaj meczu tenisowego. Jeśli podobała Ci się trzaskająca chemia między Julią Roberts i Georgem Clooneyem w „Bilet do raju”, możesz niechętnie uśmiechnąć się na widok przekomarzań Bratta i Shieldsa w równie wystawnym nadmorskim kurorcie. I oczywiście, jeśli uznasz którąkolwiek wersję Ojca panny młodej za swoją ulubioną, możesz chcieć wypróbować ten film o podobnym tytule, ale podejrzanie niepowiązany. Żadne z tych porównań nie jest korzystne.
Szkoda, ponieważ wszystkie elementy są tutaj, aby zapewnić dobrą zabawę dla zabicia czasu. Jednak na każdym kroku film Mother Of The Bride — który wygląda jaskrawo, jak DP Ed Wu nakręcony na zielonym ekranie, nawet jeśli jest oczywiste, że oglądamy aktorów recytujących dialogi na prawdziwej plaży — upada i wybiera nisko wiszące pointy i boleśnie nieśmieszne momenty slapstickowe w służbie banalnego przesłania o dawaniu miłości drugiej szansy. Zasada, która sprawia, że wszystko jest łatwiejsze do przestrzegania, ale jeszcze trudniejsza do zaakceptowania, oczywiście, gdy jest wciskana w trakcie ślubu docelowego sponsorowanego przez firmę i wybieranego przez wpływowe osoby.

