Drzewo Fentanylu

Facet potyka się w tym kierunku. Ma skręconą szyję, czoło przy piersi, ale udaje mu się utrzymać pion. Nierzadko na tym rogu łuska przypominająca zombie spadała do przodu kilka cali na raz, kierując się instynktem. To tak jakby… gdyby spacer był dialektem. Pozwala wiedzieć, po której stronie miasta się znajdujesz.
Ten facet ma jedną stopę ze starym butem i jedną stopę z połową buta, a jego stopa z niego wystaje i ma tylko trzy palce u tej stopy. Śmierdzi jak śmieci, czuję go stąd. Nie żebym była różą.
Leżę po turecku na ziemi w moich jasnych dżinsach i czapce z naciągniętą na głowę bluzą z kapturem, i byłem tu pierwszy, od dawna. Niektórzy ludzie nie chcą szanować twojej przestrzeni. Kucam na skraju chodnika, gdzie styka się z trawą. Jest tam słup telefoniczny, o który można się oprzeć. Za mną jest stacja benzynowa. Zawsze jest ruch uliczny i czasami warto postawić tutaj filiżankę.
Po drugiej stronie ruchliwej autostrady, na opuszczonej parceli, rośnie drzewo. Nigdy nie nauczyłem się wszystkich rodzajów drzew. Znam dąb i sosnę, ale to nie jest jeden z nich. To przysadzista rzecz, ale rzuca trochę cienia. Pod spodem leżą kawałki kartonu, skrawki, które ktoś zostawił, i puste butelki. A wysoko w gałęziach trzepocze rytmicznie bluza. Robi mały korek w ruchu, coś do kołysania, tam iz powrotem. Idealnie dobra bluza. Kiedy się obudzę, podejdę i wezmę to.
Jacyś szaleni dranie chcą z tobą walczyć o twoje miejsce na ziemi. Ta laska jest popieprzona, nawet nie rozumiem, co mówi. Są powody, dla których to jest mój kąt. Jednym z powodów, dla których tak wielu ćpunów umiera tutaj, jest to, że ze wstydu chowają się za śmietnikiem lub jakimś ciemnym miejscem, przedawkują i nikt nie widzi, jak stają się sini i fioletowi. Nie wstydzę się. Ten świat mnie stworzył. Spojrzę mu prosto w twarz. Tysiąc samochodów dziennie zatrzymuje się na tej sygnalizacji świetlnej. Jak wielu ludzi udaje, że nie widzi mnie kątem oka. Ale ich dzieci widzą.
Schroniska zmuszają cię do wyjścia o świcie. Kawa, ciastko i pchnięcie w plecy. Nie pamiętam jak się tu znalazłam ani jak dawno temu. Słońce zachodzi, słońce wschodzi. Życie jest bardziej zaciemnione niż istnienie. Nowe dopalacze, kiedyś choroba pojawiała się dopiero po jednym dniu, ale teraz trwa kilka godzin. Dostajesz trafienie albo czujesz, że umierasz. Ktoś powiedział, że dostawy z Kambodży są przeplatane inteligentnymi wirusami i nanobotami. Używają go do zbierania naszego Chi. Pewnie bzdura, ale w duchu brzmi dobrze.
Podpalasz folię aluminiową, dostajesz uderzenie i czasami tracisz przytomność, zanim zdążysz wypuścić powietrze. Najlepsze, co kiedykolwiek czujesz, to brak tęsknoty. Wszyscy tutaj już dawno zapomnieli, jak to jest czuć się „dobrze”. I czasami budzisz się okradziony. Ktoś ukradł mój nóż, który miałem. Jak masz się bronić bez noża? To żart.
Zauważam, że ramiona bluzy na drzewie po drugiej stronie autostrady wyglądają, jakby machały. Idę po to. To jest niebieskie. To doskonale dobre ubrania, a ludzie chcą je marnować. Uniknę ruchu i przebiegnę przez ulicę. Podciągnę się na dolnej kończynie, wejdę wysoko, złapię bluzę, sprowadzę ją i dam komuś, kto jej potrzebuje. Mnóstwo ludzi może używać niektórych ubrań i nie widzę w tym nic złego.
Powinnam jeść. Myśl o jedzeniu jest odrażająca, jedzenie smakuje jak pasta, a czasem nie zostaje, co jest gorsze niż niejedzenie w ogóle. Później trochę bulionu, jeśli jest rosół.
Autostrada ma sześć pasów szerokości, wliczając pasy do skrętu. W zeszłym tygodniu, chyba w zeszłym tygodniu, widziałem, jak autobus wjechał w jakiegoś biednego dzieciaka. Przyjechała karetka, dwóch gliniarzy i wóz strażacki, ale wóz strażacki odjechał dość szybko. To był czyjś syn, ukryty przez kilka godzin na skrzyżowaniu.
Mam syna Geralda. Wstąpił do Marynarki Wojennej, to było lata temu, pewnego dnia przyszedł do mnie we śnie i dobrze mu się powodziło. Ten chłopak miał światło w żyłach i gdyby teraz tu był, powiedziałbym mu, że jestem z niego dumny. „Twój staruszek jest z ciebie dumny, synu”. Każdy syn powinien usłyszeć, jak jego ojciec mówi, że jest dumny, więc nie ma się nad czym później zastanawiać.
W mojej pracy zwalniałem ludzi. Teraz mogę krzyczeć, a ludzie nadal nie zwracają na mnie uwagi. Niebieska bluza na gałęzi na wietrze, zamierzałem to zrzucić. Czy to było wczoraj? Jakaś kobieta przyszła ze skarpetkami dla wszystkich, to dobrze, jest kilku dobrych ludzi na świecie, ale niewielu. Zapytam ją, czy wróci, co to za drzewo. Przejdę przez ulicę i zawołam drzewo po imieniu. Wejdę na górę i spojrzę na wszystkich z góry jak ptak. W krótkim czasie.
Stały strumień samochodów osobowych i ciężarowych wjeżdża i wyjeżdża ze stacji benzynowej. Jeśli się wsłuchasz, usłyszysz kliknięcia i trzaski spod ich kapturów oraz krople kapiące, gdy olej wycieka na chodnik. W nocy pada deszcz i ten olej spływa w dół na nasyp obok chodnika, miesza się z ziemią tam, gdzie załatwiały się psy, rozumiesz? I ten szlam wpływa do pęknięć w betonie. Słońce wschodzi, zachodzi, wschodzi. Siedziałem kołysząc się w miejscu przez całe życie na tym skrawku spalin i drenażu. Widzisz tam? W szparze w szarym kwadracie betonu mały zielony wąsek wystaje z zaschniętego ciasta brudu i odchodów niczym majestatyczny środkowy palec.