Kevin Costner powierza swoje największe pomysły dokładnie jednemu twórcy: Kevinowi Costnerowi
W tym felietonie piszę o aktorach i reżyserach, którzy pracowali razem przy co najmniej trzech filmach, najlepiej bez sequeli. Wybrałem takie ramy po części dlatego, że tak wielu filmowców po obu stronach kamery ma współpracowników, z którymi warto poznać twórcze relacje. Czasami jednak, przeglądając moją główną listę możliwości, najjaśniej świecą gwiazdy, które są bliskie pominięcia. Uwierzycie na przykład, że spośród wszystkich znanych reżyserów, z którymi wielokrotnie współpracował, Al Pacino najczęściej powraca do Barry'ego Levinsona? Albo że Tom Cruise dwukrotnie współpracował z siedmioma różnymi reżyserami, a częściej tylko z Christopherem McQuarriem? (I prawie wszystko w sequelach.)
Mistrzem tej kategorii może być jednak Kevin Costner . Dwukrotnie współpracował z Rogerem Donaldsonem, ale jeszcze nie połączyli siły przy trzecim thrillerze skupiającym się na DC, po papkowatym „ No Way Out” i dramacie historycznym „Trzynaście dni” . Podobnie wydaje się, że powinien powstać trzeci film sportowy z Ronem Sheltonem i Costnerem po Bull Durham i Tin Cup lub trzeci western z Lawrence'em Kasdanem i Costnerem po Silverado i Wyatt Earpie , ale na razie nic. (Jego praca nad zwłokami w The Big Chill się nie liczy.) Ma dwa filmy z późniejszych okresów pod przypadkowym reżyserem Mike'a Bindera, ale może równie dobrze będzie nie wdawać się w dziwaczne gloryfikacje The Upside Of Anger i Black Or Biały . I technicznie rzecz biorąc, Costner nakręcił trzy filmy ze swoim wrogiem Kevinem Reynoldsem; przed Robin Hoodem: Prince Of Thieves i Waterworld była mało oglądana, ale dobrze oceniana komedia o chłopakach z bractwa, zatytułowana Fandango , która wydaje się czymś odstającym w porównaniu z parą wysokobudżetowych filmów przygodowych. Nie jest to powód, aby dyskwalifikować Reynoldsa, ale jednocześnie żaden z tych filmowców nie wydaje się być w stanie dorównać najczęstszemu współpracownikowi Costnera i prawdopodobnie jego ulubionemu reżyserowi: Kevinowi Costnerowi.
To, że Kevin Costner częściej niż ktokolwiek inny przejmuje reżyserię od siebie, jest tym bardziej godne uwagi, że nie jest on stale obecny za kamerą jak, powiedzmy, inny entuzjasta Zachodu Clint Eastwood (który, nawiasem mówiąc, wyreżyserował najbardziej imponujący występ Costnera w Idealnym Świecie ). Pełnometrażowy debiut reżyserski Costnera „ Tańczący z wilkami” był nagrodzonym Oscarem przebojem, ale kariera filmowa, którą rozpoczął, nie była szczególnie płodna. W ciągu trzech dekad po Wolves Costner wyreżyserował tylko dwa dodatkowe filmy – i podobnie jak jego debiut, oba były westernami, w których wystąpił on sam. Ale teraz liczba funkcji kierowanych przez Costnera wzrośnie aż o 100 procent. Tego lata rozpoczyna kolejną samodzielnie wyreżyserowaną zachodnią sagę z Horizon: An American Saga — Chapter 1 . Drugi rozdział ukaże się w sierpniu i najwyraźniej nakręcił już materiał do rozdziału 3 , choć ten i rozdział 4 nie otrzymały jeszcze zielonego światła. Jeśli Avatar Jamesa Camerona ukradł kilka wątków fabularnych z Dances With Wolves , być może Costner zdecydował się odwdzięczyć i stworzyć własnego Avatara : jedno gigantyczne płótno dla wszystkich swoich ulubionych pomysłów. A może zainspirowały go doświadczenia telewizyjne w Yellowstone , aby opowiedzieć długą, zachodnią historię z dala od tyranii małego ekranu i/lub Taylora Sheridana.
Tak czy inaczej, premiera pierwszego „Horyzontu” stawia Costnera na krawędzi kariery reżyserskiej, która wkrótce – przynajmniej jeśli ma coś do powiedzenia – zdominowana będzie przez jedno przedsięwzięcie. Premiera części pierwszej może wydawać się dziwnym momentem na podsumowanie współpracy Costner/Costner, ale biorąc pod uwagę tylko jedną trzygodzinną część Horizon , może to być ostatni moment, zanim jeden długi megafilm zajmie większość jego filmografia.
Przez długi czas dominującym megafilmem byłby „ Tańczący z wilkami” . Nawet po tym, jak Costner nakręcił „Listonosza” i „Open Range” , „Wilki” pozostały jego najsłynniejszym i na swój sposób niesławnym osiągnięciem. To inny rodzaj hańby niż marnotrawstwo „ Listonosza” ; to ten rodzaj urazy, którą można żywić tylko wobec filmów, które odniosły sukces. W 1990 roku, kiedy film osiągał olbrzymią sumę sprzedaży porównywalną z innymi hitami z 1990 roku, takimi jak Pretty Woman i Ghost , debiut reżyserski Costnera był naturalnym wyborem do Oscara za najlepszy film i najlepszą reżyserię. (W porównaniu do innego nominowanego Ghosta wygląda to nawet na wybór studia artystycznego). Jednak z biegiem czasu tak wielu ludzi poczuło się urażonych zwycięstwem nad Goodfellasem i Martinem Scorsese, że narzekanie na to, że Costner zdobył trofeum, stało się niemal banałem. półtorej dekady, zanim Akademia raczyła zaoferować Marty'emu nadrobienie zaległości.
W rezultacie Dances With Wolves stało się niemal, cóż, „niedoceniane”, co byłoby naciąganiem, ale być może niedoceniane w niektórych rogach. Oczywiście filmowi daleko do tego, czym jest Goodfellas – i każdy (Marvelite lub inny), który naśmiewa się z rzekomo pobłażliwych scen Scorsese z późniejszych okresów, powinien zostać skazany na obejrzenie dowolnego filmu wyreżyserowanego przez Costnera; jego trzy godziny nigdy nie upływają tak szybko, jak wiele dłuższych filmów Scorsese. Ale powolność Dances With Wolves jest jedną z jego zalet. Reżyser Costner daje aktorowi Costnerowi czas na zagłębienie się w postać Johna Dunbara, żołnierza Unii, któremu przydzielono indywidualny występ w odległej placówce wojskowej, gdzie ostatecznie zaprzyjaźnia się z plemieniem Lakotów. To niespieszny, pełen fabuły western i jeśli celowo skupia się na punkcie widzenia białego człowieka, naprawdę stara się zrobić coś nietradycyjnego, a nawet postępowego, ze swoimi podstawowymi składnikami. Na swój sposób film, choć niedoskonały, jest równie odważnym przesłuchaniem zachodnich tropów, jak jego inny zdobywca Oscara „ Bez przebaczenia” . Jako aktor Costner nakręcił „ Dańce z wilkami” w środku godnej pozazdroszczenia dobrej passy – na jednej stronie filmu miał No Way Out , Nietykalni , Bull Durham i Field of Dreams oraz Robin Hood: Książę złodziei , JFK , Bodyguard (okropny film, ale ogromny hit) i A Perfect World (nie hit, ale świetny film) z drugiej. Jednak samotne rozczarowanie i ostateczne oświecenie, którego doświadcza w roli Dunbara, zdecydowanie różni się od jego stajni charyzmatycznych prostych strzał i bardziej awanturniczych, ale skrycie szczerych półłobuzów. Costner dał sobie tę rolę, której inni nie byli.
Wydaje się, że ten schemat jest kontynuowany w jego twórczości reżyserskiej po wydaniu Wolves . Jego kariera aktora i reżysera niemal naśladuje mechanikę fabuły szorstkiego zachodniego bohatera, ponieważ wynika z okazjonalnej potrzeby, aby aktor zrobił to sam, ponieważ nikt inny tego nie zrobi – a raczej dlatego, że nikt inny nie robił tego całkiem racja, dodając zdrową szczyptę ego do męskiej akceptacji tej pracy.
Mówiąc bardziej dosadnie, łatwo jest odczytać jego projekty po Wolves jako reakcje na inne zwroty w jego karierze, które miały miejsce niedawno, o różnym stopniu wkurzenia. Na przykład The Postman wydaje się być odpowiedzią Costnera na wszelkie niezadowolenie lub konflikty wywołane na planie Robin Hooda: Prince Of Thieves czy Waterworld i być może nieuchronnie negatywne porównania – do poprzednich Robin Hoodów, do serii Mad Max – które powitały ich uwolnienie. Być może problemem „ Księcia złodziei” nie była niewystarczająca angielskość Costnera, ale niewystarczająca amerykańskość tej historii, a może „Wodny świat ” (w którym Costner gra nietypowo szorstki) był zbyt paskudny w stylu Mad Maxa , zbyt pozbawiony nadziei. Przynajmniej to jedna z teorii wyjaśniających apokaliptyczną Americanę z „ The Postman” , gdzie upadłe i wolne od technologii Stany Zjednoczone przyszłości zaczynają na nowo tchnąć nadzieję, gdy anonimowa postać Costnera (która początkowo pełni rolę nomadycznego aktora, nie mniej!) rozpoczyna się od nowa. Poczta USA w locie.
W porównaniu z tym Open Range jest o wiele skromniejszym przedsięwzięciem, ponieważ Costner i Robert Duvall jako poganiacze bydła stawiają czoła bezwzględnemu szefowi miasta, który nienawidzi ich chowu na wolnym wybiegu. Łatwo go też odczytać jako rodzaj staromodnego westernu, którego tak naprawdę nie nakręcił, gdy pracował dla Clinta Eastwooda, który w większości wycofał się z tego gatunku rok przed A Perfect World , a także korektę kursu po kilku największych wpadkach Costnera jako aktora, a konkretnie po flipie, quasi-modnym obrazie kryminalnym, przedstawiającym przemoc w „ 3000 mil do Graceland” . Wreszcie, przez ostatnią dekadę Costner grał wiele postaci mentorów i typów tatusiów; Zatem pierwsza część Horizon sprawia wrażenie rewizji, w której podkreśla się, że te starsze postacie mogą być również silniejszymi ludźmi czynu, jeśli ktoś im na to pozwoli.
Właściwie Horizon ma wrażenie, że Costner bierze wiele różnych spraw w swoje ręce, choć nie zawsze dobrze. Jego oszałamiający (i często wręcz zagmatwany!) zespół składający się z około 40 głównych ról mówionych sprawia wrażenie, jakby był biblią serialu w serialu telewizyjnym, tak jakby próbował przewyższyć Yellowstone . Tymczasem granicząca z szaleństwem odmowa bycia w jakikolwiek sposób samotną historią od początku do końca, przypomina Costnerowską wersję serii filmowych, które zdominowały większość filmów w amerykańskich studiach przez ostatnie 20 lat. Istnieje nawet potencjalna możliwość autokorekty, ponieważ jest tu znacznie więcej postaci i wątków fabularnych niż w innych samosterujących pojazdach Costnera, które zwykle skupiają się na jego postaci.
W „Horyzont: An American Saga — rozdział pierwszy” Hayes Ellison (Costner) pojawia się w filmie dopiero po pełnej godzinie 180-minutowego czasu trwania filmu i jak każdy inny może się zatracić w epickiej opowieści zaskakujące przemieszanie postaci. Ta hojność ducha sprawia, że ten donkiszotowski projekt próżności jest także być może jego najbardziej pozbawionym egoizmu przedsięwzięciem, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe w przypadku filmu, w którym Costner przedstawia siebie jako szlachetnego, ale ostatecznie nieodpartego kowboja o kilku słowach, na którym młodsza o kilkadziesiąt lat kobieta upiera się jeździć do seksualnej rozkoszy – oczywiście wbrew swemu początkowemu i szlachetnemu oporowi. (Sumiennie transakcyjny seks Costnera pojawia się także w The Postman ; daleko mu do prawdziwej cielesności z No Way Out czy Bull Durham .)
Pierwszy rozdział „ Horyzontu” to także film, w którym Costner wydaje się najmniej kontrolować szczegóły swojej produkcji. Jego przekroje są pozbawione rytmu, co raczej przyczynia się do zamieszania wątku pobocznego niż go wyjaśnia; dialogi z jego współautorskiego scenariusza wpadają w niejeden oczywisty anachronizm (chyba, że osadnicy w połowie XIX w. byli twórcami telewizyjności typu „Naprawdę?” i „Wszystko w porządku?”); i pomimo wydłużonego czasu trwania, wiele wątków wydaje się okrojonych. Nadal nie jestem do końca pewien, jak streścić jej fabułę, nawet w najbardziej podstawowych słowach. Jest maleńkie miasteczko o nazwie Horizon, które zwabiło osadników złowieszczo wszechobecną ulotką obiecującą tanią ziemię; zostaje zniszczony przez rdzenną frakcję, co wprawia w ruch pewne wątki poboczne (pozostała rozbita rodzina zamieszkuje w placówce wojskowej Unii; grupa osadników szuka zemsty), ale niekoniecznie inne (pociąg jadący na zachód; Hayes Ellison chroni kobieta i małe dziecko jej przyjaciółki). To tak, jakby Costner zamiast kręcić kilka odrębnych filmów, skupiając się na różnych rodzajach westernów, trendach i zarysach swojej kariery, Costner zdecydował się nakręcić je wszystkie na raz.
Jednak nadal przyjemniej jest znajdować się w Horyzoncie , o wiele łatwiej niż w rzeczywistym centrum lub punkcie. Podobnie jak pierwsza część Rebel Moon Zacka Snydera , ze wszystkich tych cholernych rzeczy, ma ona pozornie niewyczerpany zapas ujmująco dziwnych postaci do wprowadzenia, a dzieje się to za pomocą szeregu dobrze opracowanych i dobrze nakręconych scen. Poszczególne konflikty kipią, a film jako całość słabnie. To nie jest złe siedzenie; to po prostu dziwne i niezadowalające. Tak naprawdę wszystkie projekty reżyserskie Costnera są przynajmniej skromnie zabawne – nawet „Listonosz” , najbardziej znany z całej tej grupy. Nie, nie jest to tak zabawne jak Prince Of Thieves czy nawet Waterworld , co sprawia, że mesjanistyczne tendencje gwiazd filmowych stają się bardziej widoczne, ale jego typowo amerykańska prostota ma swój urok. Z tego samego powodu Open Range , jego najprostsza i najbardziej bezpośrednia zachodnia rozrywka, nie może uniknąć wzdęcia Costnera, rozpoczynając się po ociężałych 140 minutach. Ma to swoje zalety, takie jak przedłużona kulminacyjna strzelanina, jedna z lepszych takich sekwencji w burzliwej historii westernów post- Bez przebaczenia ; osłabia to także nastrój powrotu do przeszłości, ponieważ trudno sobie wyobrazić, że wersja tego filmu z 1952 roku będzie tak długa. Ale jeśli instynkt Costnera jako staromodnego showmana jest nierozerwalnie związany z jego pobłażliwym wyjaśnianiem kwestii, przynajmniej nigdy nie wyreżyserował filmu tak nudnego jak, powiedzmy, Wyatt Earp Lawrence’a Kasdana – trzygodzinny western, w którym można zobaczyć, dlaczego Costner w to wierzył i dlaczego w porównaniu z nim Open Range wydawał się ulotny.
Jednocześnie da się zauważyć, że Costner tak naprawdę nie skupia się na swoich najlepszych kreacjach. Dances With Wolves jest blisko, ale jego twórczość w roli Dunbara, choć wrażliwa i skuteczna, nieco blednie w porównaniu z takimi filmami jak Bull Durham czy JFK . Nawet pomijając całą tę epokę, która obejmuje większość najlepszych momentów w jego filmografii, Costner robi bardziej odważne i ciekawsze rzeczy w wielu filmach kręconych przez innych ludzi, czy to neowesternowych, takich jak Let Him Go , czy po prostu śmieciowych, jak Criminal , dziwaczna i zawiła fantazja o tym, że nawet najgorsze zachowanie boomerów potrafi zatriumfować nad swoimi pokoleniowymi następcami. Czy jest to ostateczny akt ego, ukierunkowujący się na bohaterskie kowbojskie wyczyny, bez konieczności rzucania sobie wyzwania, by w tych rolach robić więcej i lepiej? Horizon sugeruje, że być może nie; z pewnością nie zostało to zrobione przy założeniu, że widzowie wzburzą się, nie rzucając okiem na swojego mężczyznę i jego charakterystyczne wąsy w stylu kowbojskim.
Nie, tym, co naprawdę wydaje się jednoczyć filmy Costner/Costner, jest ich zaangażowanie w zanurzenie swojej gwiazdy (i kogokolwiek innego) w krajobrazie, którego ogrom w innym przypadku mógłby wydawać się nieosiągalny. Jego filmy nie przypominają oglądania w zachwycie staromodnego 105-minutowego westernu; bardziej przypominają przedłużoną zadumę, w której czas biegnie we wszystkich kierunkach, maraton MeTV, który nigdy nie musi się kończyć. „Taniec z wilkami” mógłby przedstawić tę wielkość jako przemyślaną medytację na temat dynamiki tubylców/osadników, którą w wielu innych filmach zamieniono w kreskówkowe skróty. Jednak zanim dotarliśmy do Horyzontu , wizja Costnera stała się nieporęczna, choć nadal dziwnie przekonująca. „Przywróci im wspomnienia z przeszłości” – obiecuje zwiastun „ The Postman” . Mówi o tym, jak postać Costnera przywróci porządek społeczny, podtrzymując tradycje amerykańskiej poczty, ale brzmi też jak deklaracja misji aktora/reżysera. Costner nie przywraca rzeczywistej przeszłości ani nawet koniecznie jej nie romantyzuje (a przynajmniej nie tylko ją romantyzuje), ale przywraca te uczucia, bez względu na wszystko (żeby wymienić tylko jeden neowestern, który wydaje się bardziej podłączony do współczesnych problemów) . Gwiazdorska osobowość Costnera zależała kiedyś od szczególnej, być może strategicznej dawki wibracji Gary'ego Coopera; jego filmy, które sam reżyserował, coraz częściej sugerują, że klimat po prostu nie spełniał swojego zadania – że przeszkadzało mu cokolwiek bardziej aktualnego, co łączyło go z latami 80. i wczesnymi 90. Horizon sugeruje, że Costner jako aktor i reżyser postrzega tę pracę jako misję, która staje się coraz większa, niezależnie od tego, ile w nią wkłada.