Recenzja I Am: Celine Dion: Ten intymny, posiniaczony lekarz to cud

Jun 24 2024
Dokument Irene Taylor, będący kroniką walki piosenkarki z zespołem sztywnej osoby, to poruszające spojrzenie na artystkę stojącą na rozdrożu.
Jestem: Celine Dion

Może to zabrzmieć jak drobnostka, ale jestem wdzięczny, że reżyserka Irene Taylor i jej bohaterka Celine Dion nie zdecydowały się pożyczyć żadnej z wielu znanych piosenek piosenkarki, aby zatytułować portret artystki na rozdzierającym serce rozdrożu jej życia i kariera. W końcu walka Dion z zespołem sztywnej osoby, który zmusił ją do odosobnienia w domu w Las Vegas, niezdolności do śpiewania, występów, a czasami nawet po prostu do chodzenia bez bólu po własnym domu, mogłaby z łatwością zostać zatytułowana od: „I'm Alive” i „A New Day Has Come”, „My Heart Will Go On” i „Pour que tu m'aimes encore” – wszystko to nadało projektowi raczej ckliwą wrażliwość. Zamiast tego prostota dwujęzycznego tytułu dokumentu ( I Am: Celine Dion / Je Suis: Céline Dion ) trafia w proste, choć nieuchwytne pytanie, które go dotyczy: kim jest zdobywczyni nagrody Grammy bez głosu, bez sceny i bez niej publiczność?

Pytanie to staje się tym bardziej palące, biorąc pod uwagę ambicje młodej Celine Dion, która w pierwszych momentach dokumentu opowiada nam o swoich marzeniach. „Moim marzeniem jest zostać międzynarodową gwiazdą” – mówi nastolatka do kamery domowego wideo. Tylko wtedy czuje, że może to być albo zbyt ograniczające marzenie, albo zbyt nieprawdopodobne. Od razu nadrabia to pozornie bardziej adekwatnym marzeniem: jedyne, czego pragnie, to móc śpiewać przez całe życie.

powiązana zawartość

W przygotowaniu jest oficjalny film dokumentalny o Celine Dion, będący przeciwieństwem bardzo nieoficjalnego filmu biograficznego
Aline Valérie Lemercier to kiepski cover karaoke muzycznego dziedzictwa Celine Dion

powiązana zawartość

W przygotowaniu jest oficjalny film dokumentalny o Celine Dion, będący przeciwieństwem bardzo nieoficjalnego filmu biograficznego
Aline Valérie Lemercier to kiepski cover karaoke muzycznego dziedzictwa Celine Dion

Ta chwila optymizmu z szeroko otwartymi oczami, biorąc pod uwagę wszystko, co wiemy o bogatej karierze, jaką miała mieć utalentowana młoda dziewczyna, ma teraz bardziej melancholijny wydźwięk. Dion rzeczywiście stał się międzynarodową gwiazdą. Sprzedała miliony albumów. Kilkukrotnie podróżowała po świecie. Zdobyła mnóstwo nagród. Ale to drugie marzenie, które w porównaniu z nim wydawało się skromniejsze, może się nie spełnić. Jak ujawnia w „I Am: Celine Dion”, od niemal dwudziestu lat zmaga się z syndromem sztywnej osoby. Postawienie diagnozy i wyjaśnienie, dlaczego cierpiała na spazmy, które wpływały na jej mobilność i, co ważniejsze, na zdolność śpiewania, zajęło lata. Do 2021 roku, kiedy Dion odwołała swoją rezydencję w Vegas i zasadniczo wycofała się w odosobnienie, jej zdrowie tak bardzo ucierpiało, że nawet codzienne zadania były wyczerpujące.

Podczas szczerych wywiadów, które Taylor przeprowadza w okazałym domu Dion w Vegas, dowiadujemy się, jak ogromne żniwo zbiera ta diagnoza u zwykle energicznego i energicznego artysty. Czasami tęskna i nostalgiczna, innym razem zawstydzona, jeśli nie wręcz rozgoryczona, Dion szczerze mówi o tym, jak utrata możliwości robienia tego, co kocha najbardziej, jest stratą, której nie potrafi wytłumaczyć, nie mówiąc już o zrozumieniu. Zawsze była „Celine Dion”. Zawsze była powołana do perfekcji (w anegdocie z dzieciństwa wspomina, jak bardzo irytowała ją już jako dziecko, gdy towarzyszący jej zespół przeoczył jakąś nutę). Nie wie, jak być omylną, ani jak przełożyć to na wykonalny sposób śpiewania, bycia.

Te intymne rozważania stanowią podstawę „I Am: Celine Dion”. Dla Dion jest to okazja, aby porozmawiać o tym, przez co przechodzi przez ostatnie kilka lat, być może po raz pierwszy. Ponieważ jej ciało okazuje się przeciwnikiem, którego nigdy się nie spodziewała (podczas napadów dosłownie nie może się poruszać), wycofuje się do swoich wspomnień. Nie po to, by spocząć na laurach i wygrzewać się w ich blasku, ale by odnaleźć ciepło i siłę w życiu, które przeżyła. Taylor stara się wplecić obecne zmagania Dion w momenty z przeszłości: nie tylko wyprzedane koncerty czy wrzaski tłumów podczas jej rezydencji w Vegas, ale także spokojniejsze sceny z dużą rodziną z Québécois, ze zmarłym mężem René i jej dziećmi.

Rozdzierające serce są sceny pomiędzy niestrzeżonymi momentami, w których Dion płacze – gdy opowiada o swoich wymagających sesjach fizjoterapii i wielu pigułkach, od których jest uzależniona – a błyskotliwymi scenami, w których jej umiejętności wokalne i fizyczne są w pełni widoczne, aby cały świat mógł się nimi cieszyć. Ale tu nie ma miejsca na użalanie się nad sobą. Dokument, wzorując się na Dionie, nie tylko patrzy wstecz; jest przed nami ścieżka. Okazuje się, że to, jak dokładnie to wygląda, jest negocjowane w miarę rozwoju filmu dokumentalnego. Kluczową kwestią jest to, że niegdyś elastyczny i imponujący instrument wokalny Dion nie może i nie ugina się pod jej życzeniami tak jak kiedyś. To z kolei ją irytuje i zniechęca. Kiedy widzimy, jak pracuje z fizjoterapeutą i opiekuje się nastoletnimi bliźniakami, zachęca nas, aby dostrzec w tym drogę w górę. Ruch w stronę świata, w którym Dion będzie mógł wrócić do studia, na scenę i na szczyt.

Chcesz tego dla niej. I być może całkiem samolubnie, dla nas samych. Przez dziesięciolecia, jak pokazuje wiele klipów z występami, Dion była potęgą, której ujmująca postawa i miodowy romantyzm od dawna działały jak balsam. Jeśli uda jej się pokonać syndrom sztywnej osoby (który dotyka mniej więcej jedną osobę na milion), będzie to dowód, że wystarczy jej odporny duch (i być może dostęp do światowej klasy opieki zdrowotnej). To świadectwo dla Taylor (i dla Dion za podzielenie się swoją nielakierowaną historią), że „I Am: Celine Dion” aktywnie przeciwstawia się takim trafnym wnioskom.

Końcowe sceny tego wstrząsającego filmu dokumentalnego – jedna podążająca za Dion próbującą nagrać piosenkę „Love Again” do filmu o tym samym tytule z 2023 r., a druga z niepokojącymi szczegółami będącym świadkiem przerażającego ataku, który następuje – są potężne ze względu na prostotę wyjaśniają, jakie jest teraz życie Diona. Są radości i jest walka. Celine Dion, być może uwolniona już od osobowości, którą wychowywała przez dziesięciolecia, dryfuje. Ale jest nie mniej zaangażowana, nie mniej zakochana w swoim rzemiośle, w swoim powołaniu. Dokument słusznie nie pozostawia nas ani z podnoszącym na duchu przesłaniem, ani z ponurym; pozostawia nas z niewygodną, ​​choć pocieszającą myślą, że 56-letnia piosenkarka wciąż nie potrafi sobie wyobrazić, kim była, kim jest i kim może się jeszcze stać.