Dźwięk mojego taty

May 05 2023
Dostałem telefony w środku nocy. Pierwszy był z telefonu taty.
Zdjęcie JK Sloan na Unsplash

Dostałem telefony w środku nocy. Pierwszy był z telefonu taty. Odebrałem od razu, ale jak tylko odebrałem telefon, połączenie zostało przerwane. Wysłałem SMS-a do taty, żeby sprawdzić, czy miał zamiar zadzwonić; Dziwne było, że dzwonił tak późno w nocy, zwłaszcza że byłem w Kalifornii, a on na wschodnim wybrzeżu miał trzy godziny do przodu. Zamiast odpowiedzi, wkrótce otrzymałem drugi telefon z nieznanego numeru w Maryland. To szpital powiedział mi, że tata zmarł.

"CO?!?!" Krzyknęłam, po czym rzuciłam telefonem o łóżko. Pomyślałem, jak mógł być martwy, kiedy właśnie próbował do mnie zadzwonić? Nie wiem, jakie jeszcze dźwięki wydobyły się z moich ust, poza tym, że próbowałem je zakopać w poduszce. Było późno, a ja nie chciałam budzić dzieci swoim żalem. W nadchodzących dniach i tygodniach usłyszą o tym wystarczająco dużo. Na szczęście mój partner odebrał telefon i otrzymał wszystkie niezbędne informacje ze szpitala.

Tata był leczony na raka w Narodowym Instytucie Zdrowia, kiedy zmarł. Moja rodzina i ja odwiedziliśmy go tydzień wcześniej, aby świętować z nim święta. Miałem już bilet na powrót i zobaczenie się z nim później w styczniu, aby ponownie zostać z nim w NIH, ale zamiast kolejnego tygodnia opieki w szpitalu, podróż miała odbyć się na pogrzeb.

Moja siostra i ja, z pomocą macochy i innych krewnych, zorganizowaliśmy mszę pogrzebową i nabożeństwo żałobne. Postanowiliśmy udekorować miejsce pamięci zdjęciami taty z całego jego życia, co oznaczało przekopywanie się przez jego rzeczy w celu znalezienia tych najlepszych. Proces ten przypominał otwieranie kapsuły czasu i uderzanie widokami, zapachami, dźwiękami i uczuciami z odległego czasu. Kim był ten mężczyzna, mój tata, który wyglądał tak szykownie w skórzanym płaszczu i fedorze, ten śmiejący się i palący papierosa otoczony swoją barkadą , ten młody chłopak z braćmi w ramionach na farmie w jakiejś prowincji na Filipinach ?

Macocha zapytała nas, które z rzeczy taty chcemy wziąć dla siebie. Mieszkając z moim partnerem i trójką naszych dzieci w małym, już zagraconym domu w całym kraju, wiedziałem, że nie zniosę wiele. Musiałem wybrać najważniejsze. To było jak pakowanie zestawu ratunkowego, a po tym, jak przez ponad dekadę mieszkałem w kraju objętym trzęsieniami ziemi, całkiem dobrze nauczyłem się zadawać sobie pytanie: „Które rzeczy są niezastąpione?”

Moją uwagę i serce przykuły gitary taty. Kiedy umarł, miał przy sobie dwie: gitarę klasyczną, typowo ciemnobrązową z nylonowymi strunami; i gitara akustyczna, ciemnoniebieska Yamaha ze stalowymi strunami. Dorastałem, słuchając, jak tata gra na tej klasycznej gitarze. Wciąż mogę go sobie wyobrazić w dwupokojowym mieszkaniu, w którym mieszkaliśmy po rozwodzie z mamą, leżącego w łóżku ze skrzyżowanymi nogami i grającego dla mnie melodię „Forbidden Games”, kiedy nie mogłem spać. Gdy dorastałem, razem z siostrą oglądaliśmy wiele horrorów i oprócz dreszczyku emocji, które mi dawały, poważnie zakłócały mój sen. W ciemności moja nadpobudliwa wyobraźnia nie mogła powstrzymać się od wyobrażenia sobie palców Freddy'ego Kreugera skradających się po krawędzi łóżka.

Jeśli gitara klasyczna pocieszała mnie, gdy nie spałem i bałem się w nocy, gitara Yamaha pełniła w moim życiu zupełnie inną rolę. Tata dostał Yamahę od swojego ojca, mojego Lolo, i pożyczył mi ją na jakiś czas na studiach. W tamtych czasach byłem idealistą i myślałem, że mogę nauczyć się gry na gitarze, tak jak tata. Yamaha wyglądała tak elegancko i wyrafinowanie w swojej twardej walizce, jakbyś mógł zabrać ją wszędzie i przykuć uwagę wszystkich. Reprezentował rodzaj artysty, jakim chciałem być: zmotywowany i samouk, nie potrzebujący żadnej zewnętrznej walidacji, po prostu zadowolony z tworzenia sztuki. Niestety nigdy nie nauczyłem się grać na gitarze, więc w końcu oddałem Yamahę.

Nie miałem miejsca na obie gitary, więc byłem rozdarty: wybrać tę fantazyjną z twardym futerałem, który byłby łatwiejszy do transportu, czy klasyczną, która wyglądała tak goła, prawie bezbronna w swoim statywie?

Wybór wydawał się symbolem dylematu, przed którym stanąłem jako nastolatek. W wieku jedenastu lat zacząłem uczęszczać do szkoły z internatem w Szwajcarii, po drugiej stronie Atlantyku od mojej rodziny. Nauczyłam się mówić kilkoma językami europejskimi, studiowałam historię sztuki podczas wycieczek do Florencji i Wiednia i dorastałam, ucząc się życiowych lekcji, takich jak używanie tamponów, od rówieśników zamiast od rodziców. Pójście do szkoły z internatem oznaczało również coroczne pakowanie się i przebieranie. Stałem się jak Yamaha ze stalowymi strunami, wyrafinowany, niezależny i łatwy w transporcie.

Ale w tamtym czasie byłem również niestabilny emocjonalnie, jak większość dojrzewającej młodzieży, a moja choroba psychiczna zaczęła się ujawniać w sposób, którego nie mogłem zrozumieć ani kontrolować. Pod wyrafinowaną powierzchownością kryła się młoda dziewczyna o skłonnościach samobójczych, która czuła się naga i bezbronna jak klasyczna gitara. W ciągu dnia poruszałem się po świecie trzymając go razem w twardej walizce. W nocy słuchałem Simona, Garfunkela i Jamesa Taylora – piosenek przypominających te, które grał tata – żeby pomóc mi zasnąć. Czułam się podzielona między te dwie wersje siebie.

W latach, kiedy chodziliśmy do szkoły z internatem, moja siostra i ja przyjeżdżaliśmy do domu tylko na Boże Narodzenie, wiosnę i wakacje. W jednym ze szczególnie trudnych lat musiałem wcześniej wrócić do domu na Boże Narodzenie. Zbliżająca się zima, stres i niepokój związane z pogrążeniem się w ciemności, zbierały na mnie swoje żniwo. Pomimo braku zasobów w zakresie zdrowia psychicznego, które mamy teraz, tata pomógł mi najlepiej, jak mógł. Kiedy wróciłem do domu, zadzwonił do najbliższego znajomego krewnego, który był psychiatrą, aby zobaczyć, co zasugeruje. Towarzyszył mi nawet w wyczerpujących, często zniechęcających poszukiwaniach stałego terapeuty.

Myślę, że tata też zmagał się z depresją, chociaż wiem, że jego pokolenie nie miało na to słów. Coś w sposobie, w jaki jego głos złagodniał, kiedy wyjaśniałam, co czuję, a nawet w sposobie, w jaki czasami grał na gitarze, powiedziało mi, że rozumie ciężar tej ciemności. Według jednego z braci taty, mojego Tito Ericha, tata był prześladowany aż do czwartej klasy. Tito Erich powiedział, że znęcanie się ustało, dopóki tata nie nauczył się grać na gitarze. Może gra na gitarze była supermocą taty. Używał go do walki z prześladowcami, pomagania córce spać i prawdopodobnie do ukojenia własnego wewnętrznego smutku.

Ponieważ większość okresu dorastania spędziłam za granicą, bardzo niewiele wiedziałam o życiu osobistym taty, o jego przyjaciołach i tym, co robił dla zabawy. Moja ignorancja stała się jeszcze bardziej widoczna podczas uroczystości upamiętniających tatę.

„Czy wiesz, że twój tata był w zespole?”

Tylko mgliście przypominałem sobie, że słyszałem o jakimś zespole o nazwie Kalesa , jego zespole. Zagrali pod pomnikiem, wykonując wersję „So Long Frank Lloyd Wright”, w której imię taty zostało zamienione na Wright, a „inżynier” na „architekt”. Tata był inżynierem; przynajmniej tyle wiedziałem. Ale nigdy nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo muzyka była częścią jego życia. Podczas memoriału jeden z moich Titas wygłosił nawet przemówienie na jego temat, które zakończyło się słowami: „Upewnij się, że w twoim domu zawsze jest muzyka! Musi być muzyka!”

Przed śmiercią taty nie wiedziałem nawet, co to kalesa : powóz konny z czasów kolonialnych na Filipinach. A kim był ten barkadaze zdjęć? Najwyraźniej wszyscy należeli do muzycznej grupy teatralnej. Dopiero po jego śmierci dowiedziałem się, że tata był jednym ze współzałożycieli QBd Ink, firmy produkcyjnej z okolic Waszyngtonu, która skupiała się na historiach Amerykanów pochodzenia filipińskiego. Niedawno znalazłem „The QBd Ink Story” zarchiwizowany na stronie Asian American Theatre Revue. „Historia” brzmi jak swoista misja: „Jest wśród nas silniejsze zaangażowanie w rozwój teatru bardziej odpowiadającego naszej kulturze jako Filipińsko-Amerykańsko i jako Filipińczycy mieszkający w Ameryce. Czujemy potrzebę opowiedzenia naszej szczególnej historii i wyartykułowania zbiorowej pamięci o tym, co dało początek naszym obecnym społecznościom”. Deklaracje misji, takie jak ta, mogą wydawać się teraz powszechne, ale to były lata 90.

Odkąd tak rzadko wracałem do Stanów w latach 90., mam z tego czasu tylko niewyraźne wspomnienia: tata mówi, że pracuje nad musicalem, że najlepszym miejscem do rekrutowania wokalistów Fil-Am są bary karaoke, że spędzałem czas z różnymi Titos i Titas w restauracjach takich jak Little Quiapo. Może kiedyś widziałem leżący w mieszkaniu program dla Hacjendy , musical o rewolucji władzy ludu, napisany przez mojego Tito Rodneya. Wtedy nie myślałem o tym zbyt wiele. Byłam przecież na najlepszej drodze do stania się bardziej „wyrafinowaną”, tj. zeuropeizowaną młodą damą, i nie było miejsca na naukę o Ludowej Władzy ani innych częściach mojego dziedzictwa kulturowego.

Nie żałuję swojego wychowania. Wiem, że uczęszczanie do szkoły z internatem w Europie dało mi pewne przywileje i uczyniło mnie osobą, którą jestem teraz. Ale czasami zastanawiam się, jak wyglądałaby moja nastoletnia depresja, gdyby otaczało mnie więcej opowieści o mojej filipińsko-amerykańskiej kulturze. Czy czułbym się inaczej, gdybym zamiast oglądać Czarodziejski flet czy Madame Butterfly , dorastał, obserwując, jak tata śpiewa i gra na gitarze ze swoją barkadą , opowiadając historie takie jak ta o tym, jak Filipińczycy obalili dyktatora?

Mój Tito Rodney, który był także współzałożycielem QbD Ink, zmarł w 2013 roku. Na pogrzebie tata grał na gitarze, podczas gdy jedna z córek Tito Rodneya śpiewała piosenkę Kalesy „Where Are You”. Nie mogłem uczestniczyć w pogrzebie, więc jeden z moich kuzynów przesłał mi film z występu. Widzę na nim tatę trzymającego gitarę klasyczną przed kościołem, podczas gdy córka śpiewa. Krótko po rozpoczęciu piosenki jej głos drży, zanim się załamuje i płacze. Tata zwalnia grę na gitarze, aż w końcu przestaje. Potem wyciąga rękę i trzyma córkę za ramię, aby ją pocieszyć, dopóki nie będzie gotowa kontynuować.

Kiedy ogarnia mnie smutek — kiedy płaczę, bo z siostrą nie możemy oglądać powtórek Quantum Leap z naszym Tatą w jego urodziny, bo moja rodzina i przyjaciele nie mogą z nim śpiewać karaoke, bo nie będzie mógł spróbować spektakularnych wypieków jego wnuków — ilekroć załamuję się, bo taty nie ma, próbuję go sobie wyobrazić takim, jakim był w tym filmie: jedną ręką trzymając gitarę, a drugą wyciągając, by mnie pocieszyć.

Więc którą gitarę wziąłem, klasyczną czy Yamahę? Jak większość z nas żyjących w diasporze, rozdartych między dwiema kulturami lub tożsamościami, brałam z obu to, co mogłam. Gitara klasyczna to brzmienie mojego dzieciństwa. To dźwięk snu, gdy James Taylor zapewnia mnie, że mam przyjaciela. To dźwięk strąków nasion klonu spadających z balkonu naszego mieszkania, jak nuty „Scarborough Fair” Simona i Garfunkela. To dźwięk mojego taty, który będzie rezonował ze mną do końca życia. Wziąłem gitarę klasyczną, ale włożyłem ją do twardego futerału Yamahy. Twardy futerał pomoże mi nieść dziedzictwo muzyki taty. Będzie chronić delikatniejsze części mojego dzieciństwa i pozwoli mi być nagą i bezbronną, gdy stopniowo przekształcę się w artystę, którym chcę być.

Ten artykuł jest publikowany w serii będącej odpowiedzią na wiosenne wezwanie APIA-ionated do składania ofert: osobiste eseje, które dzielą się twoimi doświadczeniami w odkrywaniu luźnego wątku twojej osobistej historii z przedmiotami - króliczej nory w listach twojej matki, pamiątek zagubionych i znalezionych, dokumentujących aktywizm poprzez znaki protestu itp.