Jedyna droga wiedzie w górę, kochanie
Dno. Trzydzieści trzy lata z głową w toalecie z matką wszystkich kaców, podczas gdy moja 5-letnia córka czeka na mnie na dole. Nie tylko poczułem wszystkie fizyczne objawy kaca po wypiciu alkoholu, ale także cały wstyd i poczucie winy. W tym momencie czułem się bezwartościowy, ale w głębi duszy miałem wewnętrzną wiedzę; Wiedziałem, że jestem dobrym człowiekiem, który może więcej. Więc, jak się tam dostałem?
Byłam nieśmiałym dzieckiem, pochodzącym z traumatycznego i toksycznego środowiska. Młodszą wersję mnie można porównać do cichej, małej myszki, małej i przestraszonej. Moi rodzice mieli burzliwy związek, więc przemoc domowa była na porządku dziennym w domu rodzinnym. Mój ojciec żył z chorobą afektywną dwubiegunową, a moja matka miała do czynienia z własnym złożonym zespołem stresu pourazowego, co powodowało, że oboje byli emocjonalnie niedostępni. Pragnęłam miłości i odczuwałam zazdrość wobec moich rówieśników prowadzących „normalne” życie rodzinne. Potem, kiedy miałem 16 lat, odkryłem alkohol.
Alkohol był moim fałszywym najlepszym przyjacielem przez wiele lat. Dało mi to pewność siebie w rozmowach z ludźmi i sprawiło, że zapomniałam o sobie. Kiedy piłem, ból stał się cichszy. Diabeł na moim ramieniu szeptał: „Napij się, zepchnij traumę głębiej; jeśli wypijesz, to odejdzie”. Im więcej piłem, tym lepiej. Nic nie czujesz, kiedy tracisz przytomność po pijanemu.
Sytuacja się uspokoiła podczas mojego małżeństwa, głównie dlatego, że czułem, że muszę zachowywać się w określony sposób. Musiałem być cichy, musiałem być cichy, musiałem być lojalny, musiałem trzymać głowę nisko, musiałem zostać w domu. W tym czasie straciłem wielu przyjaciół i zgromadziłem więcej traumy. Kiedy się rozwiodłam, byłam jak nieokiełznane, dzikie i wściekłe zwierzę, które dopiero co zostało wypuszczone z klatki. Znowu zwróciłem się do upijania się, ponieważ łatwiej było przepić moje uczucia, niż sobie z nimi poradzić. Miałem szereg toksycznych związków z facetami, którzy byli tak samo uzależnieni od alkoholu jak ja. Byłem w bezbronnym miejscu i narażałem się na niebezpieczne sytuacje. Alkohol nie był nałogiem; uzależnienie było samosabotażem.
Alkohol, jedzenie, wydawanie pieniędzy, trawa, papierosy, seks z przypadkowymi mężczyznami, seks z mężczyznami, których nawet nie lubiłem i toksyczne związki — wszystko, co wypełni dziurę w moim sercu, wszystko, co uśmierza ból, wszystko, co odwróci moją uwagę przez co tak naprawdę przechodziłam. Byłem jak ciasteczkowy potwór, ale chciałem pochłonąć wszystko, zawsze gorączkowo szukając następnej rzeczy, która mogłaby sprawić, że poczuję odrobinę radości. Nie chciałem nikogo obciążać tym, co tak naprawdę się dzieje.
Dzień, w którym sięgnąłem dna; był dzień, w którym się obudziłem. Poczucie winy było intensywne; był to efekt tego, że przez te lata przedkładałem alkohol nad kogokolwiek, nawet moją córkę. Musiałem się napić i wyjść z głowy, z siebie, więc zostawiałem ją z opiekunką. Gdybym nie mógł zapewnić opieki nad dzieckiem, piłem, gdy była w pobliżu – kładłem ją wcześniej do łóżka i otwierałem wino. Pewnej nocy znalazła mnie nawet nieprzytomnego na podeście.
Kocham moją córkę bardziej niż cokolwiek innego, boli mnie myśl o poddaniu jej przez to wszystko i wciąż pracuję nad poczuciem winy i wstydem (wewnętrzna praca nigdy się nie kończy!). Ale wracając na podłogę w łazience, wiedziałem w tym momencie, że potrzebuję zmiany. Nie wiedziałem jak, nie wiedziałem, jaką drogę muszę obrać, a nawet do kogo zwrócić się o wsparcie; Wiedziałem tylko, że picie musi się skończyć. Na początku zobowiązałem się do bycia trzeźwym przez tydzień, potem z tygodnia zrobił się miesiąc, a z miesiąca na trzy miesiące.
Około trzeciego miesiąca zacząłem zauważać objawy mojej nowo odnalezionej trzeźwości. Doświadczałem dużo złości i zacząłem mieć regularne ataki lęku. Postanowiłem jednak pozostać na prostej drodze. Wiedziałem, że to, co odrętwiało mnie przez te wszystkie lata, w końcu zaczyna wypływać na powierzchnię — nadszedł czas, aby uporać się z całym moim gównem. Zacząłem medytować i wszystko zaczęło się zmieniać. Poczułem połączenie z wyższą siłą – Wszechświatem, Bogiem, Boginią, Matką Ziemią, świadomością, nazwij to jak chcesz – poczułem to. Wiedziałem, że coś mnie trzyma i wspiera. Jednak nadal byłem wyzwalany i nadal doświadczałem ataków lęku. Chciałem prosić o pomoc, ale ogarnął mnie strach. Nosiłem w sobie ogromne piętno, jakie społeczeństwo przywiązuje do antydepresantów i tabletek przeciwlękowych. Ale byłem wyczerpany; Potrzebowałem pomocy. W końcu, Umówiłam się na wizytę do lekarza, który zdiagnozował u mnie zespół lęku wysokofunkcjonującego. Przepisał mi leki, które biorę do dziś. Teraz ich potrzebuję i czuję wdzięczność, że je mam. (Uwaga dodatkowa: nie ma wstydu w przyjmowaniu leków! Nie pozwól, aby piętno związane z lekami stanęło na przeszkodzie Twojemu samopoczuciu psychicznemu!)
Nadal codziennie medytowałem i brałem leki, a ataki lęku przestały się pojawiać. Potem zacząłem czytać poradniki; niektóre, które wywarły głęboki wpływ, to Make Your Bed admirała Williama H. McRavena, How to be Here Roba Bella i The Alchemist Paulo Coelho. Potem przeczytałem Sapiens Yuvala Noaha Harariego, w którym krótko porusza temat buddyzmu. Harari pisze:
„Według buddyzmu korzeniem cierpienia nie jest ani uczucie bólu, ani smutku, ani nawet poczucia bezsensu. Prawdziwym źródłem cierpienia jest raczej niekończąca się i bezsensowna pogoń za ulotnymi uczuciami, która powoduje, że jesteśmy w ciągłym napięciu, niepokoju i niezadowoleniu. Z powodu tego dążenia umysł nigdy nie jest usatysfakcjonowany. Nawet gdy doświadcza przyjemności, nie jest zadowolona, ponieważ obawia się, że to uczucie może wkrótce zniknąć i pragnie, aby to uczucie pozostało i nasiliło się”.
To był początek mojej duchowej drogi. Zacząłem czytać książki autorów buddyjskich i rozmawiać z praktykującymi buddystami w mojej społeczności. Znalazłam jogę, która stała się sposobem na rozwój mojej praktyki duchowej. Znalazłam nauczycieli, słuchałam wykładów i otworzyłam się na nauki z innych duchowych ścieżek, hinduizmu, filozofii jogi i chrześcijaństwa. Zrozumiałem, że cierpienie nigdy nie minie, ale mogę nauczyć się żyć z nim w zgodzie. Nauczyłem się, jak siedzieć z niewygodnymi uczuciami poprzez praktyki duchowe, praktyki, które łączyły mnie z wyższą siłą. Dowiedziałem się, że wszystko, przez co przeszedłem, wydarzyło się z jakiegoś powodu i byłem dokładnie tam, gdzie powinienem być.
Mam teraz trzydzieści dziewięć lat. Nie będę kłamał i mówił, że jestem trzeźwy, ale powiem, że nie piłem od dwóch lat. To zresetowało mój stosunek do alkoholu; zmusiło mnie to do wejścia w głąb siebie i dotarcia do pierwotnej przyczyny mojego uzależnienia od alkoholu. Zmusiło mnie to do zaakceptowania, zrozumienia i poradzenia sobie z traumą z dzieciństwa. Ostatnio rzadko piję, a kiedy już to robię, zwykle ograniczam się do dwóch kieliszków wina. Nie będę cię okłamywał i powiem, że moje lęki i depresja zniknęły — nadal są, ale zaprzyjaźniłem się z nimi. Kiedyś były to góry, które blokowały mi życie, ale teraz są małymi kretowiskami. Nie będę cię okłamywał i mówił, że znam wszystkie odpowiedzi; Ja nie. Ta podróż jest procesem; nie ma celu; Wciąż się uczę i zawsze będę.
Jeśli chcesz, aby twoje życie się zmieniło, musisz chcieć się zaangażować. To nie musi być duże zobowiązanie; zacznij od małego; moje zaczynało się od: „Nie będę pił w tym tygodniu”, prowadząc mnie do tego niesamowitego, obfitego życia, które teraz prowadzę. Życie bogate w miłość, przyjaźń i wspólnotę, wdzięczność, obecność i pokój.