Praktyka cierpliwości

May 08 2023
Niektóre drzewa wzdłuż pobliskiego szlaku, strzeżonego żółtą bramą i znajdującego się pod linią słupów, zostały skoszone, pozostawiając poszarpane pniaki i połamane gałęzie przypominające włócznie. Ptaki uwielbiały te derenie, olchy i pacyficzne wierzby, ale kiedy wraz z tatą, Cagneyem i ja poszliśmy zbadać zniszczenia, było ich niewiele.

Niektóre drzewa wzdłuż pobliskiego szlaku, strzeżonego żółtą bramą i znajdującego się pod linią słupów, zostały skoszone, pozostawiając poszarpane pniaki i połamane gałęzie przypominające włócznie. Ptaki uwielbiały te derenie, olchy i pacyficzne wierzby, ale kiedy wraz z tatą, Cagneyem i ja poszliśmy zbadać zniszczenia, było ich niewiele. Nasze rozczarowanie narastało, gdy szliśmy. Kiedy jednak wychodziliśmy, zauważyliśmy merlina siedzącego na porośniętym bluszczem zaczepie i zatrzymaliśmy się, żeby Pop mógł zrobić zdjęcia. Zbliżało się południe, słońce stało wysoko i rzucało ostre cienie. Merlin zawołał, a jej partner, który właśnie przyleciał, odpowiedział. Połączyli się w pary na krótko, zanim jeden odleciał, by ścigać sępa indyczego. Światło nie sprzyjało dobrym zdjęciom, więc wyszliśmy.

Nasza obserwacja trwała następnego dnia. Merliny czekały na haczyk, kiedy przyjechaliśmy. Żurawina była na naszym wschodzie. Góra Valentine znajdowała się na północy, a młyn znajdował się na zachodzie, a za nim znajdowała się wyspa Ahgykson. Po obu stronach biegunów rosły kępy młodych drzew, głównie jodeł z domieszką cedrów, olch i wiśni. Kwiaty wiśni ładnie kontrastowały z wiecznie zielonymi. Kłębowisko jeżyn, salal i paproci wspinało się ku drutom, a od czasu do czasu w zaroślach szeleścił holownik. W oddali słyszeliśmy nawoływanie dzięcioła smugoszyjnego, podczas gdy lwy morskie szczekały na Second Beach. Nad głowami przeleciała para jaskółek, kołysząc się między słupami. Koliber Anny zrobił duże owalne pętle, zanim spoczął na szczycie pobliskiej jodły. Wszystko to podkreślał miejski hałas, od czasu do czasu przebijany dźwiękiem hamulców pneumatycznych.

Merliny dalej pilnie przeganiały ptaki. Wrócili do zaczepu i sparowali się, ale nieznośna gałązka utrudniała strzały. Światło również stało się słabe, więc udaliśmy się do domu.

Trzeciego dnia naszej obserwacji było gorąco, mimo że dotarliśmy na miejsce o dziesiątej, a horyzont pulsował. Krajobraz został wyprany. Co zaskakujące, kiedy znaleźliśmy sokoły w ich zaczepie, były one w przyzwoitym świetle. Jeden ucztował na myszy. W ten sposób wznowiono oczekiwanie. Cagney był cierpliwy i położył się na ziemi. Warunki były jednak brutalne, a szponiasty talent nie chciał współpracować. Wyjechaliśmy około południa.

Merliny są najbardziej aktywne rano. Tatuś wyszedł wcześnie czwartego dnia, na mniej więcej godzinę, a potem wróciliśmy około dziewiątej. Przy żółtej bramie spotkaliśmy pracowników, którzy dokonywali inspekcji niedawnej wycinki drzew, i powiedzieliśmy im o merlinach i podejrzanym miejscu lęgowym. Jeden z nich pokazał nam mapę kontrolowanego terenu. Nie wolno im pracować w promieniu stu metrów od gniazda, które w przypadku znalezienia zostaje zaznaczone na mapie. Powiedział, że przekaże naszą wskazówkę firmowemu biologowi zajmującemu się dziką przyrodą, który sprawdzi, co się dzieje.

Szliśmy szlakiem i natknęliśmy się na grupę kruków robiących hałas. Musieli coś znaleźć, ale nie byliśmy w stanie zobaczyć, co to było. Maszerowaliśmy dalej. Sępy indycze krążyły. Niektórym z nich brakowało piór, zabranych przez atakujące jastrzębie. Merliny zawołały z kępy drzew i wkrótce wróciły do ​​szopy, gdzie zadowoliły się odpoczynkiem i opalaniem. Na szczęście temperatura była niższa niż poprzedniego dnia. Przynieśliśmy wodę, ale po godzinie czekania pobiegłem do domu zrobić kanapki.

Do mojego powrotu niewiele się wydarzyło. Traciliśmy światło, ale nasza cierpliwość wkrótce się opłaciła. Merliny łączyły się w pary na krótko, trwające kilka sekund, góra, ale Pop miał kilka świetnych ujęć. Światło było odpowiednie, aw kadrze nie było żadnych brzydkich gałęzi. Obaj odlecieli i po siedmiu godzinach cierpliwości w ciągu czterech dni uchwyciliśmy moment, na który czekaliśmy.

Zdjęcia autorstwa Roberta Colasanto