Recenzja A Quiet Place: Day One: Kameralna katastrofa w Nowym Jorku z lekkim akcentem
Wszechobecna kampania marketingowa Cichego miejsca: Dzień pierwszy stwarza problem w opisie filmu, choć nie dlatego, że ukrywa lub ujawnia jakieś szczególne zwroty akcji. Ogólnie rzecz biorąc, na poziomie ściśle fabularnym, film jest taki, jak w reklamie: Sam (Lupita Nyong'o) przebywa w Nowym Jorku, tętniącej życiem metropolii, która prawdopodobnie rywalizowałaby o miano najgłośniejszego miejsca na Ziemi, kiedy planeta jest zaatakowana przez te poruszające się, supersłyszące potwory z klasycznego współczesnego horroru Ciche miejsce – wydarzenie ukazane w retrospekcji małego miasteczka podczas współczesnego horroru, ach, filmu Ciche miejsce, część II – i musi na palcach przejść przez insta- apokalipsa. W reklamach tego prequelu pominięto kilka podstawowych szczegółów na temat postaci Nyong'o, prawdopodobnie nawet nie po to, by zachować poczucie zaskoczenia, ale trzymać się podręcznika franczyzowego, w którym charyzmatyczni, potencjalnie przeszkoleni aktorzy zakrywają własne usta w przerażeniu próbując powstrzymać się od krzyku, gdy klikalne potwory grożą atakiem.
Jednak nadal kuszące jest potraktowanie informacji podanych przez film w pierwszych minutach jako potencjalnego spoilera. Te szczegóły scenerii są tym, co sprawia, że A Quiet Place: Day One jest interesujące do omówienia, a także tym, co może, przez czysty przypadek przerysowanych zwiastunów, które je pomijają, wywołać prawdziwe poczucie odkrycia u widzów, którzy mogli przegapić tę nowość z kompetentna, skuteczna, kontynuacja Część II . Z drugiej strony nadmierne przywiązywanie wagi do tych szczegółów może przecenić ich znaczenie dla filmu, który jest w zasadzie dobrze opracowanym ćwiczeniem gatunkowym z zaskakująco silnym poczuciem intymności opartej na postaciach w centrum.
powiązana zawartość
powiązana zawartość
Pójdźmy zatem na kompromis i trzymajmy się poziomu kapsuły przynajmniej przez resztę tego akapitu; następnie konfiguracja zostanie ujawniona. Oto streszczenie samego zwiastuna: Pomimo tych nieuniknionych cech charakterystycznych Cichego Miejsca i pomimo stereotypu importowania sensacji niezależnej (w tym przypadku scenarzysty i reżysera Pig , Michaela Sarnoskiego), do wyraźnie opracowanej serii jako ćwiczenia kolorowania w obrębie linii, Day Jedna z nich jest odrębną (klikającą) kreacją, różniącą się od pary skoncentrowanych na rodzinie historii Johna Krasińskiego, a jednocześnie zgodnych z ich otwartością serca. To nowojorski film katastroficzny, w którym szczerze doceniamy ulice miasta, które są tak gruntownie zdewastowane (mimo że kręcono je w Londynie).
Jest to tym bardziej imponujące, biorąc pod uwagę, czym może się stać Ciche miejsce: Dzień pierwszy , czyli thriller, w którym odrętwiała kobieta boi się odzyskać wolę życia. Elementy tego starego tropu wpływają na narrację, ponieważ Sam, jak dowiadujemy się bardzo wcześnie, mieszka poza miastem w ośrodku opieki hospicyjnej, gdzie teoretycznie pozostały jej tylko miesiące z powodu bliżej nieokreślonej śmiertelnej choroby. Wydaje się, że brakuje jej najbliższej rodziny i przyjaciół; jest na Manhattanie na jednodniowej wycieczce do placówki, a nawet po katastrofie, wydaje się, że nie ma nikogo, kogo dobre samopoczucie zaprząta jej myśli, z wyjątkiem kota, który wspiera ją emocjonalnie, którego nieprawdopodobnie, ale uroczo, wszędzie ze sobą zabiera. W następstwie pierwszego ataku Sam nie podziela pragnienia swoich współobywateli, by dotrzeć do łodzi, które rzekomo przybywają na ratunek, co ilustruje sugestywne (i bardzo nowojorskie) ujęcie Nyong'o jako jedynego osoba przepychająca się przez spanikowany tłum jadący w przeciwnym kierunku ruchu.
Niektórym widzom może, choć przez chwilę, przyjść na myśl Melancholia , w której tylko kobieta z kliniczną depresją była naprawdę przygotowana na nadchodzący koniec świata. Sarnoski nie posuwa się aż tak daleko do apokaliptycznych metafor, chociaż miasto pokrywa się pyłem przypominającym wydarzenia z 11 września. ( Wojna światów Spielberga była bardziej przerażającym i bardziej przerażającym hołdem dla prawdziwego filmu katastroficznego pokolenia). Zamiast tego Sam po prostu dąży do celu innego niż większość uciekających niedoszłych ocalałych – takiego, który mógłby być materiałem dla absurdysty (i potencjalnie zabójczo słodka) niezależna komedia, ale Sarnoski emanuje powściągliwą, ale związaną z jedzeniem pasją.
W końcu Sam nawiązuje kontakt z Erikiem (Joseph Quinn), Anglikiem, który wydaje się równie samotny w mieście, a także cierpi na jakąś bliżej nieokreśloną dolegliwość, czy to ataki paniki, szerszy niepokój, czy po prostu normalną reakcję na grasujących kosmitów, którzy śmiertelnie... uderzyć (lub pochłonąć? Łatwo zapomnieć) każdego człowieka, jakiego usłyszą. Co mniej istotne, spotyka się także z Henrim (Djimon Hounsou), który doczekał się Cichego miejsca, część II . Są przerwy w niektórych scenach trzymających w napięciu – kto by pomyślał, że tak dosłowny przykład Save the Cat może wydawać się tak organiczny? – i jedna sekwencja, która w pewnym sensie wymyka się Sarnoskiemu, gdy ogarnia on chaos „co się dzieje teraz”, który jest empiryczny realistyczne, a także krótkie zadanie do przeanalizowania na ekranie. A skoro już mowa o obowiązkach domowych: nieznośnie wybredni nowojorczycy, tacy jak ten krytyk, również zauważą, że film pokonuje całą masę przecznic, aby dotrzeć z punktu początkowego do miejsca docelowego, do którego zmierza Sam. Mimo to film dostarcza widoków z Cloverfield z poziomu gruntu, przedstawiających chaos rodem z filmów o potworach, bez gadania zza drżącej kamery.
To właśnie brak gadania stanowi prawdziwe osiągnięcie Sarnoskiego w Cichym miejscu: Dzień pierwszy — jego sposób na, cóż, ciszę. Oczywiście filmy Krasińskiego też to miały, ale ciche skróty między członkami rodziny mogą być zupełnie inne niż wstępna komunikacja między dwojgiem nieznajomych zmagających się ze świadomością, jak bardzo są samotni. Nyong'o, prestiżowa aktorka, która dorabia jako najbardziej wyrazista królowa krzyku na świecie, czyni cuda, ukazując niuanse smutku Sama, przeciąganie liny między akceptacją a walką o życie. Kamera Sarnoskiego zatrzymuje się na zapadających w pamięć obrazach, niczym para dzieci, które sprytnie i desperacko ustawiły się pośrodku małej fontanny, aby wykorzystać wciąż płynącą wodę jako tymczasową osłonę; wydaje się być autentycznie ciekawy, jak wyglądałby tego rodzaju atak obcych, bardziej niż zainteresowany wyciśnięciem z niego każdej możliwej sekundy grozy. Dostarczył trochę materiału do wielkiego ataku reklamowego i wciąż zachował trochę Quiet dla siebie.