Recenzja Ministerstwa Ungentlemanly Warfare: Charakterystycznym stylem Guya Ritchiego jest MIA w tym kaprysie z II wojny światowej

Wkraczając do kin w ten weekend, aby zagrać obok mrocznych, pełnych polityki filmów, takich jak Wojna secesyjna , jest coś pocieszająco prostego i znajomego w historycznym filmie akcji poświęconym całkowicie wymyślaniu sposobów zabijania nazistów. Od Inglorious Basterds po zeszłoroczny Sisu – jest to podgatunek istniejący od dziesięcioleci – a Guy Ritchie w końcu rzuca kapelusz w pierścień nazistów depcząc wraz z Ministerstwem Wojny Ungentlemanly . Ale choć gadatliwy tytuł może obiecać spektakl akcji pełen (jeśli nic innego) tandetnych scen walki, Ungentlemanly Warfare to wyjątkowo stonowana, letnia propozycja Ritchiego z cienkim jak papier scenariuszem i źle dobraną obsadą.
powiązana zawartość
W rolach głównych: Henry Cavill, Alan Ritchson, Hero Fiennes Tiffin i Eiza González, Ministerstwo Of Ungentlemanly Warfare (oparte niewiarygodnie luźno na prawdziwej Operacji Postmaster) opowiada historię tytułowego Ministerstwa, grupy brytyjskich agentów pracujących w tajemnicy podczas II wojny światowej, aby prowadzić tajne , misje o wysoką stawkę na bezpośredni rozkaz Winstona Churchilla. Gus March-Phillipps (Cavill) otrzymuje od Churchilla zadanie zatopienia kluczowego nazistowskiego liniowca towarowego „ Duchessa” u wybrzeży wyspy Fernando Po. Gromadzi nieprawdopodobną załogę, aby dokonać pozornie niemożliwego ataku zamienionego w napad.
powiązana zawartość
- Wyłączony
- język angielski
Ministerstwo Wojny Ungentlemanly bez wątpienia pracuje nad skuteczną formułą: Guy Ritchie znalazł sobie niszę w produkcji średniobudżetowych, niezwykle brutalnych, nieźle stylizowanych filmów akcji mniej więcej co roku ( Operation Fortune , Wrath Of Man , The Gentleman , itp.), z których wiele zawiera powracającą obsadę, w tym Cavill, Henry Golding i Cary Elwes, którzy wszyscy tu powracają. Pomiędzy popularnym house'owym stylem Ritchiego a wspomnianą już amerykańską sympatią do oglądania nazistów na dużym ekranie, film jest skazany na sukces, ale nigdy nie wykracza poza dobrze znane, nisko wiszące owoce.
Wiele problemów Ungentlemanly Warfare ma swoje korzenie w kiepskim scenariuszu — do napisania scenariusza filmu potrzebnych było trzech scenarzystów (Paul Tamasy, Eric Johnson i Arash Amel) oraz Ritchie, a całkowity brak jakiegokolwiek pojedyncze pokazy głosowe. Oprócz pojedynczej cechy charakteru, określonej z góry przez prawdziwego agenta, na której opiera się każda postać („łucznik wzmocniony”, „wesoły kapelusz”, „kobieta”) Ministerstwo Of Ungentlemanly Warfare nie podejmuje żadnych wysiłków w celu zbadania tej obsady postaci cokolwiek.
Wesoły, wąsaty Gus Cavilla jest de facto przywódcą grupy (jego cechą charakterystyczną przypisaną w historii był zawadiacki kapelusz), ale poza faktem, że w pierwszym akcie wyrywa kapelusz z trupa, nic nie wskazuje na to, kto Gus jest osobą, tym, co go motywuje lub skąd pochodzi. Dotyczy to również innych jego towarzyszy broni (Ritchson, Tiffin, Golding) – wszyscy mają jeden niezawodny sposób na wniesienie wkładu do grupy, ale trudno będzie ci znaleźć jedną linię dialogu odkrywając osobowość i historię tych uzbrojonych renegatów.
Tostowe pisarstwo obsady jest tym bardziej widoczne, ilekroć w pobliżu pojawia się charyzmatyczny handlarz bronią Danny'ego Sapaniego, Kalu – paradoksalnie arystokratyczny przestępca emanuje urokiem i sprzedaje każde zdanie z rozmachem. W ciągu tych kilku cennych sekund, które film poświęca na zbadanie koleżeństwa pomiędzy bohaterami, Ritchson i Golding dają kuszący przedsmak tego, jak mogłaby wyglądać wersja filmu skupiona bardziej na postaciach. Ale nawet ten pojedynczy, zalotny przebłysk osobowości znika niemal tak szybko, jak się pojawia.
Posiadanie obsady niezapomnianych kartonowych wycinków jako postaci mogłoby być wybaczalne, gdyby Ungentlemanly Warfare przynajmniej było niezawodne w swojej zdolności do dostarczania kreatywnych, brutalnych sekwencji akcji. To prowadzi nas do kolejnej wielkiej porażki filmu – akcji. Jak tytuł filmu tak bardzo chce, aby widzowie zapamiętali, jest to organizacja agentów, których jedyną cechą jednoczącą jest to, że są paskudnymi, podstępnymi wojownikami – a mimo to akcja jest aż nazbyt niezapomniana.
Być może w ostatnich latach wzrósł poziom zaskakujących i szokujących sekwencji akcji, a może poprzeczka dla zabijania nazistów została postawiona zbyt wysoko przez inne poprzednie wpisy z tego gatunku, ale akcja w Ungentlemanly Warfare wydaje się przewidywalna i sądząc po liczbach – raczej nie jest to rodzaj sprytnego , bezlitosnego zabijania, jakiego można oczekiwać od Ministerstwa „Wojny Niedżentelmenów”. Pomimo kategorii R, można znaleźć niewiele naprawdę zapadających w pamięć zabójstw lub sekwencji walki. Najbardziej realistycznym wykorzystaniem litery „R” w filmie jest pojedynczy wycinek ujęcia, który podkreśla okrucieństwa popełnione przez sadystycznego Heinricha Luhra (Til Schweiger, który faktycznie grał w „Bękartach wojny” ).
Choć nasza tajna żydowska bohaterka/słodzik Marjorie (Gonzalez) tak naprawdę nigdy nie jest zdana na łaskę koszmarnych tortur/seksualnych lochów Luhra, wciąż odstrasza fakt, że film naprawdę skupia się na obrazach niemal przyprawiających o ból brzucha tylko wtedy, gdy dochodzi do popełnienia przemocy przez nazistów, a nie przeciwko nim. Jeśli chodzi o złoczyńców, Schweiger włożył godny podziwu wysiłek, próbując sprzedać dialog Luhra, który powinien być groźny, ale jego rozmowy z Marjorie są szczególnie i wyjątkowo zaskakujące.
Wypełniona po brzegi niechlujnymi, przesadnie długimi metaforami o lisicach i lisach, każda interakcja Marjorie/Luhr (a niestety jest ich wiele) znajduje nowe sposoby, aby bohaterowie uśmiechali się i dostarczali sobie pseudointelektualnych anegdot. To zdumiewający wątek poboczny, tym bardziej wyczerpujący ze względu na przestarzały sposób, w jaki Gonzalez jest spychany na dalszy plan (spychany do przemykania w sukni, podczas gdy mężczyźni toczą walkę wręcz) i nierozważny angielski akcent, jaki używa.
Prawdę mówiąc, w Ministerstwie Wojny Niedżentelmenów nie ma nic podłego ani szkodliwego . Akcja ma satysfakcjonujące tempo, to świetny sposób, aby popatrzeć na masywne mięśnie Alana Ritchsona i maleńkie okulary, i tak, wielu nazistów spotyka brutalny koniec. Ale za Ungentlemanly Warfare nie kryje się żadna intencjonalność , żadna perspektywa ani pasja, dzięki którym czas spędzony w kinie powinien być radośnie i schadenfreude. Z wyjątkiem Danny’ego Sapaniego, który kradnie scenę, Ministerstwo Wojny Ungentlemanly to niezapomniany pojazd akcji, przewożący stado pozbawionych natchnienia drani.

