Yorgos Lanthimos i Willem Dafoe twierdzą, że „Kinds Of Kindness” to właściwie zabawny film

Zaledwie kilka miesięcy po tym, jak Poor Things zrobiło furorę w USA, Yorgos Lanthimos ponownie zebrał większość ekipy na potrzeby Kinds Of Kindness , trzyczęściowej antologii filmowej, nazywanej czasem „bajką tryptyku”. To, czy określenie to jest w pełni trafne, jest przedmiotem dyskusji – Lanthimos mógł się z nim sprzeciwić i rzeczywiście to zrobił – ale nie ma wątpliwości, że zbiór ten jest makabryczny, niepokojący i często bardzo, bardzo zabawny. A dzięki ponownemu spotkaniu gwiazd Poor Things Emmy Stone, Willema Dafoe i Margaret Qualley oraz nowym dodatkom do gier, w skład których wchodzą Jesse Plemmons i Hong Chau, ten nowy film wydaje się być najlepszym obrazem Yorgosa Lanthimosa.
Trzy części Kinds Of Kindness luźno łączy RMF, postać istniejąca w tle i jedyna, która pojawia się w każdej części filmu. Pozostali aktorzy odgrywają w każdym z nich różne role, ale każda winieta porusza tematy władzy, kontroli i uwarunkowań społecznych. Powstała w ten sposób moralność wydaje się zarówno staromodna, jak i współczesna, podobnie jak (w opinii tego pisarza) pokręcone, niegodziwe opowiadania Ottessy Moshfegh.
powiązana zawartość
powiązana zawartość
W rozmowie z The AV Club reżyser Lanthimos i aktor Dafoe opowiadają nam o dyskursie, komedii i tym, jak piosenka „Brand New Bitch” stała się zapowiedzią Kinds Of Kindness .
AV Club: Widziałem wielu krytyków, którzy wychodzili z Cannes i twierdzili, że po tym, jak „ Poor Things” odniosło stosunkowo duży sukces i przyciągnęło uwagę Oscara, „ Kinds Of Kindness” jest kolejną próbą bycia dziwnym i odsuń ludzi trochę od siebie. Słyszałeś to? Co z tego zrobisz?
Yorgos Lanthimos: To znaczy, słyszałem o tym. To jest bardzo zabawne. Na początku pomyślałem: „Co?” A potem pomyślałem: „OK, świetnie”. Dlatego uważają Poor Things za mainstream, co jest niesamowicie dobre. To film, który próbowałem zrobić przez 12 lat i nikt nie chciał go zrobić, więc teraz jest to sukces głównego nurtu, więc mam nadzieję, że będzie więcej szans na zrobienie takich filmów. Aby ludzie potrafili je docenić. I oczywiście rozumiem, jak ludziom może się wydawać, że do czegoś wracamy, albo dlatego, że znów pracuję z Efthimisem [Filippou], czy czymkolwiek innym, ale dla mnie nigdy tak nie było. Wiesz, zaczęliśmy pisać ten scenariusz, gdy tylko skończyliśmy Killing Of A Sacred Deer , ja w międzyczasie kręciłem inne rzeczy, on kręcił inne rzeczy i, wiesz, po prostu znaleźliśmy czas na Poor Things. Zwłaszcza, gdy Poor Things było jeszcze w fazie postprodukcji, a my wciąż pracowaliśmy nad efektami, ukończyliśmy scenariusz do Kinds Of Kindness i mieliśmy okazję go sfilmować. Dla mnie to jak ciągła podróż, a Efthimis jest moim bardzo dobrym przyjacielem i zawsze z nim pracuję, gdy tylko coś skończymy. Dla mnie to po prostu robienie różnych rzeczy, które mnie interesują, i oczywiście wszystkie wymagają czasu, więc wygląda na to, że przez jakiś czas jestem zajęty jakąś rzeczą – i to prawda, tylko ze względu na praktyczność – a potem idę i robię następną rzecz.
AVC: Ponieważ nakręciłeś to tak blisko Poor Things i ty, Willem, oczywiście brałeś w tym udział, razem z Emmą Stone… Wiele słyszałem o twoim procesie prób i o tym, że wiąże się to z wieloma grami teatralnymi i bardzo fizycznymi. Jak wyglądała próba do tego, zakładam, że mieliście już jakiś kontakt?
Willem Dafoe: Tak, z „Poor Things” . Yorgos zrobił podobną rzecz, ale znacznie skromniejszą, w zabawny sposób, ale równie pomocną. To naprawdę robi firmę w krótkim czasie. Pozwala każdemu wyrzucić swoje rzeczy, być trochę śmiesznym, więc nie musisz się martwić, że będziesz śmieszny później. Tutaj nie tyle, bo robiłem to już wcześniej w szerszym kontekście dla Poor Things , ale bardzo pomocne okazało się poznanie [Yorgosa], bo on prowadzi te ćwiczenia teatralne. To, jak je poprawia i jak nimi kieruje, daje poczucie dobrej relacji typu „wezwij i odpowiedz”, którą chcesz mieć z reżyserem. I nie chodzi tu o to, żebyś faktycznie mówił o różnych rzeczach, ale żeby zobaczyć, jak sobie radzi, wiesz? Jest to więc bardzo pomocne. Ale wydawało mi się to znajome. Nawet gdy robiłem to po raz pierwszy, wydawało mi się to znajome, bo znam te zabawy teatralne. Jestem gościem, który od wielu lat zajmuje się teatrem, ale odcisnął on na nim swoje piętno, ponieważ sposób, w jaki je prowadzisz, decyduje o wartości gier, a nie samych gier.
AVC: Jasne. A bohaterowie, jak sądzę, we wszystkich twoich filmach, rozmawiają w bardzo wyraźny sposób. Trochę na szczudłach, trochę płasko, a to właśnie fizyczność przyciąga wzrok. Czy w tym momencie czytasz scenariusz, który przekazuje ci swoim głosem, czy też, Yorgos, piszesz z myślą o tej postaci z myślą o jego głosie?
WD: Znam odpowiedź na jedno i drugie, ale on nie napisał tego za mnie, bo pisze to od dziesięciu lat. [Śmiech] Czytam scenariusz i cały czas myślę o akcjach i trochę o tekście, no wiesz, czy podoba mi się język, ale ciągną mnie ludzie, sytuacje i robienie rzeczy. Nigdy nie myślę o tym, co to znaczy. Bardzo dobrze czytam scenariusz, ponieważ widzę możliwości zrobienia tych rzeczy, których w pewnym stopniu doświadczy widz. Wydają się prawdziwe, zakorzenione, ale jednocześnie dopracowane na tyle, że nie można ich rozpoznać. Więc nigdy nie osiągasz momentu całkowitego komfortu, kiedy mówisz: „Wiem, co to jest”, a potem w pewnym sensie się oswajasz. Zawsze jest to trochę wytrącone z równowagi i myślę, że to świetne miejsce dla aktora .
AVC: Jaki kierunek dajesz swoim aktorom? Czy masz dość dużą rękę w udzielaniu wskazówek podczas ujęcia?
YL: Myślę, że wcale.
WD: Zgadzam się.
YL: Zgadza się. [Śmiech] Bo ja, no wiesz... Po pierwsze, wierzę w proces poprzedzający wejście na plan i chociaż, jak powiedział Willem, tym razem nie mieliśmy zbyt wiele czasu na próby, to mimo wszystko była to świetna zabawa. dużo tych samych aktorów. Znaliśmy się, oni się znali, to było w pewnym sensie ustalone. Myślę, że nowicjusze, tacy jak Jesse, Hong i Mamoudou – więź między pozostałymi aktorami w pewnym sensie pomaga im łatwiej wejść do grupy. To dość ważne. Wszyscy znajdują się w tej samej przestrzeni umysłu, doceniają te same rzeczy i czują się ze sobą dobrze. A potem, kiedy jesteśmy na planie, wiem, że przede wszystkim wybrałem wspaniałych ludzi, wybrałem ludzi, którzy rozumieją to, co robię. Poza tym lubię też pozwalać, aby wszystkie ich rzeczy przedostały się do całego świata, co myśleli o tej postaci i o tym, co stworzyli, więc po prostu stoję z boku i przyglądam się tak dużo, jak tylko mogę, jako widz.
Mając na uwadze ogólny ton filmu lub pewne rodzaje wyborów estetycznych, których dokonuję i chcę dokonać, i po prostu staram się dostosować to, co robią zgodnie z tym, tak abym miał poczucie, że dzieje się to w ramach jednego podmiotu, a nie każdej osoby swoją własną rzeczą lub pomyślałeś o czymś, co może być ważne, ale niekoniecznie należy do tego, co robimy teraz. Mój kierunek to w zasadzie bardzo małe rzeczy, a głównie rzeczy praktyczne, wiesz, takie jak „szybciej”, „ciszej”, „głośniej”. „Zamiast tak siedzieć, może przespacerujesz się?” Po prostu znajduję rzeczy, głównie fizyczne, pod względem tempa i tonu, które mogą pomóc w skierowaniu materiału na właściwą ścieżkę. Nie żebym naprawdę wiedział, jaka jest właściwa ścieżka. Dlatego też staramy się wprowadzać różne odmiany tego, co robimy, aby dostroić ton podczas edycji.
AVC: Pracujesz także z najlepszymi aktorami, więc jestem pewien, że to pomaga.
YL: Dokładnie.
AVC: Jeśli chodzi o ton, te trzy winiety wydały mi się nieco baśniowe, w stylu baśni braci Grimm, które były niesamowicie brutalne i pokręcone. Zastanawiam się, czy to było coś, co siedziało w którejś z waszych głów – mitologiczne czy współczesne bajki.
YL: (do Willema) Myślałeś tak? Ponieważ nie myśleliśmy o tym, pisząc.
WD : Nie, raczej nie.
YL: Nie przyszło ci to do głowy? Jesteśmy Grekami i w ogóle? Nic?
WD: Nie.
YL: [śmiech]
AVC: Również w innych filmach… w „ Poor Things ” postać Willema jest często nazywana „Bogiem” i w tym przypadku wszystkie trzy segmenty charakteryzują się dużym autorytetem…
YL: Willem jest w tym przypadku Bogiem. [Śmiech]
AVC: Widzę w twoich filmach wiele alegorii religijnych. Czy jest to coś, czym lubisz się bawić?
YL: Masz rację. Niekoniecznie myślę o tym jako o religii, ale może jako o konstrukcie społecznym, który wykorzystuje wiarę, aby móc skonstruować jakiś rodzaj narracji. Często jest to religia, kult lub jakakolwiek inna struktura społeczna oparta na tego rodzaju pojęciach.
AVC: Czy nazwałbyś ten film komedią? Są zabawne momenty, ale czy to ma być zabawny film?
WD: To zabawny film. [Śmiech]
YL: Więc jeśli to zabawny film, to myślę, że jest to komedia.
AVC: Wydaje mi się, że w całym projekcie istnieje różnica pomiędzy śmiesznością w dowcipie a śmiesznością w tonie.
WD: Nie wiem, większość humoru wynika z pewnego rodzaju rozpoznania. A czasami patrzysz na rzeczy, które… możesz to oglądać, wydaje ci się to trochę wypaczone. Jest na tyle realny, że można go uznać za wiarygodny. To nie jest całkowicie wymyślone i fantazjowane. Może istnieć, ale nie wynika z twojego doświadczenia. Więc nie poddajesz się z tego rodzaju wrażliwością na rozpoznawanie. Oglądasz i mówisz: „Co to do cholery jest?” I wtedy coś do ciebie przychodzi. Wnosisz do tego coś ze swojego życia i doznajesz objawienia dotyczącego czegoś, co uważałeś za fakt, który już nie jest faktem. Ty masz inny rodzaj rozważań.
W tym właśnie tkwi siła jego filmów. Kiedy ta rzecz może sprawić, że się zmienisz i podniesiesz zasłonę społecznych uwarunkowań, to jest najbardziej ekscytujące. Ten moment, który ma miejsce, jest komiczny. To jak przebudzenie. To coś w stylu: „O mój Boże! Jestem wolny” lub „O mój Boże! Jaki ze mnie idiota. I tu pojawia się komedia. To nie jest wskazywanie – nie sądzę, żeby Yorgos na cokolwiek wskazywał. Naprawdę tego nie robi. Dla mnie to ważne, tak samo ważne jest, aby aktor nie wskazywał na pewne rzeczy. To jest, wiesz, inwestowanie w coś i posiadanie innego spojrzenia na to. A to może być jedna z największych potęg sztuki filmowej.
AVC: Stąd czerpię pewne mity.
WD: Jasne. Wiesz, to jest podwyższone. Nie chcę być zarozumiały w związku z twoim komentarzem na temat bajki – po prostu nie przyszło mi to do głowy. Bo kiedy mówisz „Opowieść Grimm”, myślę o… to jest takie współczesne. Opiera się na wielu rzeczach, które są współczesnym językiem. Z takimi się bawi. Ale masz rację, jest to wzniosłe i w pewnym sensie popchnięte w określonym kierunku. I myślę, że to ważne, żeby… no wiesz, czasami ludzie myślą, że to fajna perwersja, ale tak nie jest. Próbuje się do czegoś dostać. To ciekawostka, przynajmniej dla mnie. To rodzaj poszukiwań, który sprawia mi przyjemność.
AVC: Chciałem dotknąć… muzyka w tym filmie też jest naprawdę zabawna. To też ma wpływ na ton. Na początku „Sweet Dreams”, a potem „Brand New Bitch” COBRAH, który zaraz po wyjściu z teatru zapisałem i teraz słucham na bieżni. Jak wybierałeś piosenki do tego?
YL: Hm, cóż, „Brand New Bitch…” [śmiech] Wiedziałem, że szukam utworu muzycznego, który pasowałby do tańca Emily [Stone]. Widziałem, jak tańczyła w ten sposób na planie Poor Things w pewnym momencie naszej przerwy i powiedziałem: „To musi być w filmie”. A potem, kiedy przygotowywałem cały materiał na Kinds Of Kindness , wiedziałem, że chcę, żeby zatańczyła na końcu historii, po prostu poszukałem informacji i słuchałem dużo muzyki i to się wyróżniało. Część z nich wysłałam także Emily i tak wybraliśmy. To improwizowany taniec, który sama wymyśliła. I naprawdę przyjemnie się to robiło.
Z drugiej strony „Sweet Dreams” był raczej późniejszym dodatkiem. Myślałem o tym podczas edycji. Chciałem użyć utworu muzycznego, który w pewnym sensie oznaczałby przybycie i odejście RMF oraz rozpoznałby go jako tę samą osobę podczas wypadku. Ponownie, po prostu szukałem piosenek, wiesz, z czasów, gdy dorastałem, a RMF też należy do innego pokolenia. To słuchanie wielu starych piosenek, kultowych piosenek, a ta zrobiła na mnie wrażenie również ze względu na teksty, które zachowują równowagę między posiadaniem jakiegoś związku z filmem, ale bez nadmiernego eksponowania, wyjaśniania wszystkiego lub wskazywania czegokolwiek, jak mówi Willem. Po prostu wydawało mi się, że to odpowiedni utwór muzyczny.

