Robin Wall Kimmerer: Żyj tak, jakbyśmy zostali

Zaangażowanie.
Wspólnota.
Należący.
To są moje intencje na ten rok. Słowa, które wydają się obce mojemu językowi, nowy język, którego się uczę. Słowa, które wydają się ciężkie, solidne i związane z ziemią. Słowa, które uziemiają.
Asheville to moja 11. przeprowadzka w ciągu 29 lat życia, średnio co 2,5 przeprowadzki. Nomadic, moja rodzina podróżowała od hrabstwa do kraju, gdy dorastaliśmy, moje ciało ukształtowało się w dzieciństwie w ciągłym ruchu i zmianach, adaptacja okazała się moją największą supermocą. Dobiegam teraz trzydziestki i stoję przed horyzontem znanych bytów – kariera, partner, społeczność, perspektywa rodziny, wszystko to wydaje się być zawarte w tym miejscu, w którym wylądowałem. Wszystko to sygnalizuje mi, że nadszedł czas, aby przybyć, i ta świadomość absolutnie mnie przeraża.
Jak prawdziwe dziecko globalizacji, mam to, co Robin Wall Kimmerer opisuje jako „jedną stopę w łodzi, a drugą na lądzie”, nigdy nie do końca pewien, czy zostanę, zastrzegając sobie prawo do odepchnięcia się w każdej chwili, do tego liminalnego , bezpieczna przestrzeń na morzu, ani tu, ani tam. Zmiana kształtu i bieganie przychodzi łatwo, podobnie jak życie zawieszone nad ziemią. Ale zaangażowanie to zupełnie inna sprawa. Pozostawia mnie niespokojną, moje ciało i umysł tak przyzwyczajone do życia w określonym tempie, historii zakorzenienia i ponownego zakorzenienia, kształtującej moją teraźniejszość, choć płytko, tak że jestem gotowa wystartować i zacząć od nowa, gdzieś indziej, nie tutaj, dokładnie wtedy, gdy nasiona życia zaczynają się rozwijać. Ten proces jest symbolem tego, co od dawna wydawało mi się najbardziej bezbronne — poczucia przynależności związanego z ziemią i społecznością, która ją zamieszkuje. Aby powiedzieć „tak” miejscu, do wspólnoty oznacza powiedzieć „nie” wszystkiemu innemu. Oznacza to wybór, aw tym wyborze oznacza poddanie się.
„Gdzie jest dla ciebie dom?” Przez długi czas próbowałem odpowiedzieć na te pytania niezależnie od lokalizacji, w mocnych abstrakcjach, które obaliły moje pragnienie przynależności. Mówiłem: „Dom to uczucie” lub „Dom jest w moim ciele”. Chociaż nadal wydaje się to na wpół prawdziwe, omija nasze nierozerwalne połączenie z ziemią i ze sobą nawzajem. „Jedną nogą w łodzi, drugą na lądzie”. Myślę, że to uczucie rezonuje z wieloma z nas, którzy podróżują, odkrywają, marzą, uciekają, którzy niespokojnie i z niepokojem pragną zobaczyć, iść, ruszyć się, uciec i uwolnić się. COVID sprawił, że dla wielu stało się to krystalicznie czyste. Rozrachunek z bezruchem i tym, co tam znajdziemy. Spotkanie siebie w cichej przestrzeni. Stawiając czoła rzeczom, które pozwalają nam działać, i zwracając się ku rzeczom, które nas zakorzeniają. Rzeczy, które nas odżywiają. Rzeczy, które nas kochają i które my kochamy w zamian.
Robin Kimmerer kontynuuje: „Amerykę nazywa się domem drugiej szansy. Dla dobra ludów i ziemi pilną pracą Drugiego Człowieka może być odstąpienie od zwyczajów kolonistów i stanie się tubylczym miejscem. Ale czy Amerykanie, jako naród imigrantów, mogą nauczyć się żyć tutaj tak, jakbyśmy zostali? Z obiema stopami na brzegu? Moim celem na ten rok jest podjęcie wyzwania. Powrót do ziemi i tego, co nas otacza, kto nas otacza, w miejscu, w którym jesteśmy zasadzeni. Ukraina rzuca na te myśli długi, ciemny cień. Obyśmy nie traktowali naszej ziemi, naszego ludu, naszego miejsca jako czegoś oczywistego. Obyśmy żyli tak, jakbyśmy zostali.