W Sheffield nikt nie usłyszy twojego krzyku: powrót do hotelu i kasyna Tranquility Base Arctic Monkeys

Dec 01 2022
Najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek miał dla Alexa Turnera, było jego poczucie humoru. Jest to ważny, ale często pomijany powód, dla którego ich oszałamiający debiutancki album, „Whatever People Say I Am That's What I'm Not”, odniósł taki sukces.

Najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek miał dla Alexa Turnera, było jego poczucie humoru. Jest to istotny, ale często pomijany powód, dla którego ich oszałamiający debiutancki album „ Whatever People Say I Am That’s What I’m Not ” odniósł taki sukces. Wkraczając na scenę indie rocka w 2006 roku, projekt inspirowany Strokes wciąż oddaje zuchwałość i gorzką melancholię brytyjskich wieczorów. Sama prędkość muzyki jest natychmiast odurzająca.

Ale, co ważniejsze, jest zabarwiony złością, że trzeba coś udowodnić. Od śpiewania Turnera o ryzyku rozczarowania publiczności w otwierającym cię prosto w twarz do pozytywnie wściekłego „Perhaps Vampires is a Bit Strong But…”, możesz usłyszeć wskazówki dotyczące kompleksu niższości wszystkich wczesnych dwudziestolatków po cichu opiekować się — zwłaszcza tymi w niekorzystnej sytuacji. Do diabła, to jest właśnie w nazwie zespołu; Arctic Monkeys gra na powiedzeniu „północne małpy”, klasyczną obelgę zabarwioną brutalną historią brytyjskiej wojny klasowej, od okropności rewolucji przemysłowej po proletariacką masakrę, która była pierwszą wojną światową, po atak Thatcher na prawa pracownicze, którego dokonali torysi toczą się do dziś.

Podnosi głowę na WPSIATWIN (przepraszam) nie tylko w chwilach wściekłości, ale także w słodko-gorzkich chwilach: kiedy „Riot Van” spowalnia wszystko, by namalować przejmujący obraz brutalności policji wobec niższych klas, lub w melancholijnym wstępie i outro do „When the Sun Goes Down”, gdy dostrzegamy nędzę angielskiej prostytucji (najbardziej jaskrawy przykład kapitalistycznego wyzysku). Te momenty wyraźnie kontrastują z nieustępliwym tempem reszty albumu, smutek miesza się z wściekłością, by ujawnić widmo ucisku klasowego, stojące nawet za naszymi próbami zabawy.

Uwielbiam ten album. Dlatego jestem tak sfrustrowany resztą dyskografii The Monkeys. Album „ Favorite Worst Nightmare ” z 2007 roku kontynuuje niektóre z tych ostrych analiz – obraz „This House is a Circus” przedstawiający zażywanie narkotyków jest wyjątkowy – ale większość utworów na liście utworów opiera się na stereotypowych problemach osobistych. „505” i „Fluorescent Adolescent” są moimi ulubionymi utworami, ale nie wydaje się, że mówią dużo. Ten problem występuje tylko w Humbug z 2009 roku i Suck it and See z 2011 roku , wypełnionych słodkimi, ale pustymi piosenkami o miłości.

AM to nic innego jak to; prawie wszystkie z 12 piosenek wydają się być gwarantowane, nieciekawe i irytująco takie same. Ale bardziej irytujący jest charakter albumu, uchwycony przez Turnera. Mieszanka hip-hopowych bitów i charakterystycznego nucenia Alexa z Sheffield, AM brzmi jak wstrętna gwiazda rocka, którą frontman wyraźnie inspirował, przywdziewając na wpół rozpięty garnitur z Los Angeles i zaczesując do tyłu czarne włosy. Jego niesławne przemówienie z okazji wręczenia nagrody BRIT 2014 jest jednocześnie histeryczne i zaskakujące tylko dlatego, że tak trudno stwierdzić, czy Turner, improwizując niedorzeczną przemowę o nieśmiertelności rock'n'rolla, zanim dosłownie upuści mikrofon, gdy jego koledzy z zespołu chichoczą z jego zuchwałości za nim, jest w na żart.

Pustka nie tylko samego albumu, ale i wspierająca go postać Turnera sprawiają, że całość przypomina cyniczny kawałek postmodernistycznego performance'u. Niegdyś odurzający i zjadliwy zespół , który miał coś do powiedzenia, stał się pusty.

Potem polecieli z nami na księżyc. Tranquility Base Hotel & Casino pojawił się po pięcioletniej przerwie dla Arctic Monkeys, tajemniczej nieobecności, biorąc pod uwagę supergwiazdę, jaką zapewnił im AM . Ale jeśli ich zniknięcie było tajemnicze, ten nowy album był tajemniczy.

Otwierający utwór, w którym Alex żałośnie przyznaje „Chciałem być jednym ze Strokes”, podąża za wyblakłą gwiazdą rocka podróżującą do tytułowego Tranquility Base Hotel & Casino — kurortu na Księżycu. Tam nasz bohater staje się piosenkarzem w salonie i obejmuje hedonizm, pijany taniec w swoich majtkach podczas cudownie beztroskiego „One Point Perspective” i rzucanie na wpół upieczonych obserwacji na liście utworów.

To lata świetlne od wszystkiego, co zespół zrobił wcześniej, a już na pewno od debiutu. Zamiast milo-a-minutowej perkusji i młodzieńczej wściekłości dostajemy echowe syntezatory prowadzone przez fortepian i genialny występ Turnera, który brzmi jak parodia piosenkarza i autora tekstów. Nie jesteśmy już na zimnych i brudnych ulicach środkowej części Wielkiej Brytanii; zostajemy wciągnięci w wywołaną narkotykami i alkoholem fantazję o nadmiarze i solipsyzmie. To zapierająca dech w piersiach teatralna przemiana dla zespołu o ugruntowanej pozycji, który charakteryzuje ironiczny chłód i seksapil. Ale eksperymentowanie nie jest równoznaczne z osiągnięciem. Prawdziwe pytanie brzmi: dlaczego to działa?

Dla wielu nie. TBHC jest znane z dzielenia fanów The Monkeys. Jednak od czasu jego wydania spora część fanów zespołu bardzo doceniła ten projekt. Jak każde wydawnictwo globalnego zespołu, TBHC ma kultowych fanów. Dla mnie? To ich najlepsze wydawnictwo poza debiutem, z – mimo ogromnych różnic – podobnych powodów: emocjonalnej nagości i zadumy nad klasą.

Zobaczmy dlaczego.

Out of the Haze: „Znoś się, człowieku, straciłem tok myślenia”.

„Star Treatment”, utwór pierwszy, pięknie nadaje ton. Z pięcioletniej ciszy zostajemy wciągnięci w pięciominutową diatrybę fikcyjnej gwiazdy rocka, w równym stopniu żałosną, jak i wywyższającą się. Ścieżka śpiewa wraz z największą ilością pogłosu, co prawdopodobnie zniechęca wiele osób. Jeśli w ogóle opierasz się przepływowi, potkniesz się o nieustanne echo i gitary tak rozmyte, że ledwo będziesz wiedział, że to gitary.

To brzmi jak mgła. Co, jeśli podążasz za tekstem, ma sens; Nasz piosenkarz „złotego chłopca” przyznaje, że jest w „złej formie”, marzy o „byciu jednym z The Strokes”, porzuconym na rzecz „podróży autostopem z walizką z monogramem”. O dziwo, wynika to doskonale z osobowości AM Turnera , prawie tak, jakby ten album został właśnie ustawiony na prawdziwą historię.

Od pierwszej linijki widać, że jest to zastępstwo Turnera. Przyznanie, że „po prostu chciał być jednym z The Strokes” – często cytowana inspiracja dla debiutu The Monkeys – jest histerycznym przyznaniem, że ten światowej sławy gwiazdor rocka umniejsza swoją karierę niczym innym, jak tylko kopiowaniem na otwarciu swojego nowego albumu . Następujący po nim „teraz spójrz na bałagan, który przez ciebie narobiłem” sprawia, że ​​jest jeszcze zabawniej: demonstruje świadomość twórczego upadku zespołu i żartobliwie próbuje zrzucić winę na fanów. Przedstawiamy niewiarygodnego, żałosnego narratora, który będzie służył jako genialna samokrytyka w miarę postępów w nagrywaniu.

Nadmierny pogłos podkreśla to wszystko, podkreślając wspomnianą mgiełkę. Ale na dodatek zamglenie brzmi słodko. Prawie puszysty. Perkusja i pianino wspaniale łączą się, by od razu pochłonąć słuchacza, a dwa słowa bez wątpienia pojawią się w głowie podczas całego utworu: winda music. Jest tak przytłaczająco łatwy do słuchania, że ​​paradoksalnie doprowadza cię do krawędzi. Niecodzienny rytm rozkwita przez cały czas, sprawiając, że melodia brzmi jak kawałek muzaka rozciągnięty tak długo, że zaczyna pękać w szwach.

Ucisk łatwego słuchania: „Owijanie mojego małego umysłu wokół kołysanki”.

Muzak ma długą historię, fascynująco przedstawioną w artykule Allena-Andersona „Neo-Muzak and the Business of Mood”. Pod wieloma względami jest to szczyt współczesnego kapitalizmu; a dokładniej, symptom neoliberalnej potrzeby zarządzania nastrojami. Jest powód, dla którego kojarzy się to z komercją — muzyka podczas niekończącej się rozmowy telefonicznej z obsługą klienta lub muzyka w holu ośrodka spa. Ma cię przekonać, że wszystko jest w porządku. Jesteś szczęśliwy. Zrzuć buty, usiądź wygodnie i zrelaksuj się, i nie krzycz na recepcjonistkę, która wstrzymywała cię przez ostatnie trzy godziny. Usypia cię do zgody i wykorzystuje twoje poddanie się.

Genialność TBHC polega na połączeniu tego muzackiego wpływu z neoliberalizmem, czego przykładem jest tytułowy ośrodek księżycowy jako parodia doktryny niekończącego się wzrostu i skomercjalizowanego przemysłu samoopieki. Wyróżniający się na albumie utwór „Four Out of Five” — hipnotycznie przezabawny utwór główny, w którym Turner śpiewa szczerą reklamę „The Information/Action Ratio”, fikcyjnego baru taqueria na dachu hotelu. To brzmi jak bycie uwiedzionym przez obwoźnego sprzedawcę morfiny. Słodki refren członków zespołu — „Take it easy for a little while” — jest w równym stopniu zabawny, co kojący. Utwór przyjmuje ideę przytłaczająco łatwego słuchania do komicznej skrajności, a także uchyla się przed komentarzem społecznym leżącym u podstaw albumu.

„Stosunek informacji do działania” to koncepcja zaczerpnięta z książki Zabawić się na śmierć Neila Postmana , prorocze ostrzeżenie przed zagrożeniami związanymi z wykorzystywaniem rozrywki jako de facto forum produkcji wiedzy. W szczególności pojęcie to odnosi się do sposobu, w jaki wykorzystujemy informacje. Przed pojawieniem się środków masowego przekazu, jeśli otrzymywaliśmy wiedzę, to prawdopodobnie dlatego, że była dla nas użyteczna. Sąsiad powiedziałby nam, że sklep wielobranżowy ma nową dostawę chleba, więc wykorzystaliśmy tę informację, aby coś kupić.

Ale wraz z nadejściem stałego, natychmiastowego dostępu do informacji dzięki wielkiemu przyspieszeniu technologicznemu neoliberalizmu, średnia przydatność informacji, które słyszymy, jest dość niska. Czy wpływa to na twój dzień, gdy słyszysz o eksplozji oddalonej o dwieście mil lub o śmierci celebryty, którego nigdy nie spotkałeś? Ze względu na jego niską wartość użytkową odłączamy się od informacji. Pojawia się ogólna apatia.

Odniesienie do tej koncepcji jest podchwytywane przez wielu recenzentów, którzy słysząc mądrze brzmiącą koncepcję z szanowanej książki, myślą „wow, co za sprytne odniesienie, on musi mówić coś mądrego!”. Ale nikt tak naprawdę nie wyjaśnia, dlaczego jest to inteligentne odniesienie. Jaki jest geniusz w nazwaniu fikcyjnego batonika taqueria „stosunkiem informacji do działania”?

Wytrzymaj ze mną, kiedy brzmię głupio: geniusz tkwi w swojej głupocie. Porzucenie pojęcia w tak banalnym kontekście nic nie znaczy… i stąd bierze się jego znaczenie. Pomysł, że koncepcja ostrzegająca przed niebezpieczeństwem utowarowienia informacji jest zamieniana w bar taqueria dla hotelu i kasyna na Księżycu, jest tak zasadniczo pozbawiona sensu, że odłącza cię od samej koncepcji. A robiąc to, ilustruje, jak to działa.

Kim do cholery jest Alex Turner?: „Ubrany jak fikcyjna postać z miejsca, które nazywali Ameryką”.

Stąd bierze się komiczna siła bohatera TBHC . Alex Turner jest często oskarżany o bycie pretensjonalnym – w większości środkowych albumów Monkey, a zwłaszcza w piosenkach miłosnych, jest wiele przesadnie brzmiących wersów, które brzmią, jakby zostały napisane nie tyle przez specjalistę, ile przez samego siebie . -ogłoszony słowotwórca. Z pozoru TBHC niewiele się różni, rzucając mądrze brzmiące obserwacje, które są rzucane przez inteligentnych typów przez cały czas: „Wszyscy są na barce płynącej w dół niekończącego się strumienia świetnej telewizji”; „Ruchome obrazy zmniejszające mózg”; itp.

Ale coś się zmieniło. Mianowicie, bogactwo samoświadomości, które Turner prezentuje w wersach takich jak wspomniany wstęp, a także ogólna wstrętność postaci, która szydzi z niekulturalnej dziewczyny w świadomie nieznośnej kwestii „Co masz na myśli, mówiąc, że nigdy nie widziałeś Blade Runnera ?'.

Przy tak dużej samokrytyce nie wydaje mi się, żeby to było zbyt wysokie twierdzenie: Turner wciela się w postać, która jest parodią samego siebie i bardziej ogólnie archetypem pretensjonalnego fotelowego autora. Zjadliwe spojrzenie skierowane na brytyjskie nierówności klasowe w debiucie jest teraz skierowane przeciwko niemu i sposobowi, w jaki te same nierówności klasowe zaczęły przez niego przemawiać.

Jest to uznanie podstępności Elvis-husk AM , ale jest to również coś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni od Turnera. Na większości albumów Arctic Monkeys Alex gra jakąś postać — Humbug widział go jako dzieciaka grunge'owego z długimi włosami i ciemnymi ubraniami, na Suck it and See włożył ten czepek i skórzaną kurtkę. Ponownie AM podniósł ten archetyp do nieznośnych, otwartych kołnierzyków ulicznych prześladowców LA, ale cała rutyna się rozpadła. Trudno było stwierdzić, jak bardzo powinniśmy być świadomi sztuczności w sposób, który nie wydawał się zamierzony.

Ale wokalista TBHC wyjaśnia sprawę: to zamieszanie jest całkowicie zamierzone. Szczerość tego albumu jest czymś, czego The Monkey's nie osiągnęli od czasu ich debiutu, ale jest to najbardziej konceptualne ze wszystkich. Od samego początku widać, że ta teatralność to nie tylko show w stylu AM ; to narzędzie umożliwiające uczciwość. To tutaj projekt zbliża się do czegoś głębokiego, co nie jest quasi-głębokim dźwiękiem. W paradoksalnej szczerości/fałszywości piosenkarza, Tuner rzuca światło na pustkę swoich dawnych postaci, a co za tym idzie, pustkę swojej pozycji w branży.

Stwierdzenie, że relacje paraspołeczne nie są prawdziwymi związkami, nie jest zbyt nowatorskie. Oczywiście nigdy nie poznamy Alexa Turnera: dzieciaka z Sheffield, możemy znać tylko Alexa Turnera : gwiazdę rocka podróżującą po świecie. Ale natura celebrytów wymaga od nas wiary, że naprawdę możemy poznać Alexa Turnera, oczekiwanie, które — ponieważ wiemy, że nie możemy — zawsze zawodzi i pozostawia nas z tym pustym, niesamowitym uczuciem. Jest to, mówiąc miłosiernie, prawidłowe odczytanie Elvis-husk AM . Oślizgła wstrętność tej postaci sprawia, że ​​sztuczność tej dynamiki jest jeszcze bardziej widoczna. Problem w tym, że to nie jest zabawne, a muzyka jest do bani.

TBHC osiąga to zakłócenie znacznie skuteczniej. Jeśli Turner, jako główny bohater, rzuca się na puste naczynie, przywdziewając takie plastikowe postacie, sensowne jest przyspieszenie tego do punktu niespójności. Wokalista jest rozbitym naczyniem , granice między nim a Alexem całkowicie się zacierają, a jego występ nie działa („Niedźwiedź ze mną, człowieku… straciłem tok myślenia”). To Alex nie tylko podkreśla niezbędną sztuczność swoich postaci, ale także ilustruje ograniczenia, absurdy i niekonsekwencje, które się z tym wiążą.

Czy naprawdę jest dwóch Alexów Turnerów, takich jak ci, których przedstawiłem powyżej, czy też jest to fałszywe rozróżnienie? Czy celebryta staje się tobą? Czy możemy oddzielić nasze tożsamości od kontekstu neoliberalnego kapitalizmu? Jeśli nie możemy, czy te tożsamości są stabilne? Te pytania nie mają prostych odpowiedzi i nie powinny. Fakt, że w ogóle ich pytamy — że zapis skłania nas do ich zadawania — zwraca naszą uwagę na sprzeczną i fragmentaryczną naturę koncepcji, z którymi mamy do czynienia. O „tożsamości” w ramach „neoliberalizmu”.

A kiedy postrzega się wokalistę Turnera jako mikrokosmos dla koncepcji albumu, wszystko układa się na swoim miejscu… rozpadając się.

Space Ghosts z Sheffield: „Nie wiesz, że zjawa to tania randka”.

Posłuchaj Tranquility Base: Hotel and Casino pół tuzina razy, a potem wróć i odpowiedz na kilka pytań: 1) Kiedy planowana jest płyta?; 2)Jak działa tytułowy hotel i kasyno?; 3) Czy album ma jakąś historię?; 4) Ile POV postaci bierzemy?

Gotowe? Dobrze. Jeśli nie znasz odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań, masz rację. W Internecie jest kilka filmów, które próbują ułożyć jasną historię z albumu. Są zawstydzające. Jeśli istnieje historia, została napisana przez pijanego pacjenta z demencją. Świat TBHC rozwija się jak morfinowy sen. Nic nie ma sensu, ale wszystko jest tak dobre, że nie przejmujesz się tym.

Jaki jest sens hotelu i kasyna — zarządzanie wpływem. Tutaj widzimy, dlaczego Turner wybrał właśnie te dwie usługi, aby porozmawiać o bieżącej chwili. Jeśli neoliberalny kapitalizm rozszerza utowarowienie w tobie , nawet poza twoje świadome uczucia, do twoich przedświadomych afektów, usługi, które polegają na twoim relaksie i możliwym uzależnieniu, mają sens jako fora do dyskusji o współczesności. Kasyno zastępuje rynek, nadrzędną logikę neoliberalizmu; hotel jest podporządkowaniem każdego aspektu naszego życia tej rynkowej logice, gdzie wszystko jest puszyste, tymczasowe, a ty nic z tego nie posiadasz, ale kogo to obchodzi, wyjdź do muzaka i wypróbuj bar taqueria.

Fakt, że to wszystko jest tak mgliste, senne i niespójne, jest symptomem alienacji tych warunków życia. Ponieważ nawet nasze życie wewnętrzne jest skolonizowane przez kapitał, dystansujemy się od samych siebie; nasi bliscy; nasze domy i sąsiedztwo; sama rzeczywistość.

Jonathan Crary w 24/7: Late Capitalism and the Ends of Sleep bada, w jaki sposób ten pęd do kolonizacji tworzy ponadczasową, senną sensację w neoliberalnych tematach. Wynika to częściowo z argumentu Fukuyamy o „końcu historii”, który twierdził, że skoro kapitalizm był jedyną grą w mieście po upadku Sowietów, dialektyczny charakter historii dobiegł końca. Jak powiedziała Thatcher, nie ma alternatywy. Mark Fisher nazywa to „realizmem kapitalistycznym” w swojej książce o tym samym tytule, ideę, że wyobrażenie sobie świata poza kapitalizmem staje się coraz bardziej niemożliwe. Ma zatem sens, że rozległa przyszłość science-fiction TBHC wraz z podróżami międzygwiezdnymi nadal cierpi z powodu gentryfikacji.

Mamy tu również do czynienia z końcem przyszłości , koncepcją rozwiniętą przez Fishera i Crary'ego oraz pioniera postmodernizmu Frederica Jamesona. To śmierć modernizmu i naszych nadziei na nieskończony postęp wraz z nim; ale, co ważne, nie kapitalizm. To, co mamy teraz, po śmierci nadziei, to fantomowy kapitalizm, który nie chce całkowicie umrzeć… przynajmniej dopóki my nie umrzemy pierwsi.

Ta metafora ducha jest kamieniem węgielnym nawiedzonej , gatunku muzycznego (patrz The Caretaker i Ghost Box Records) oraz luźnej szkoły filozoficznej, na której opiera się wiele omówionych przez nas idei. Znany jako „puncept” (łapiesz?), bawiąc się ontologią – badaniem tego, czym jest – ghostology skupia się na niewidzialnych pozostałościach i na wpół martwych ideach, które wciąż sieją spustoszenie w teraźniejszości.

Fisher rozwija temat widmologii, opisując, w jaki sposób muzyka elektroniczna lat 90., niegdyś kojarzona z nieuchronną przyszłością, w połowie lat 2000. zaczęła brzmieć paradoksalnie przestarzała, ale nie została zastąpiona żadnymi krokami naprzód. Po prostu bardziej niesamowita elektronika. Innym przykładem, który opisuje, jest Lśnienie , wewnętrzna rzeczywistość hotelu Overlook, zakłócona przez duchy przeszłości Ameryki.

Tak więc widmologia jest zasadniczo przerażającą atmosferą kulturowej stagnacji. W śmierci przyszłości, gdy wszyscy jesteśmy w konceptualnym impasie narzuconym przez nieśmiertelny neoliberalizm, wszystko staje się widmologiczne. Każda idea umiera ze starości i zostaje zastąpiona niczym innym jak własnym fantomem. Jesteśmy powoli okradani z jakiegokolwiek realnego sposobu wyrażania teraźniejszości, nie mówiąc już o przyszłości. Wszystko zapada się samo w sobie.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że Fisher pogardzał Arctic Monkeys, właśnie z tych powodów. Widział ich teledysk do „I Bet You Look Good on the Dancefloor” jako pusty pastisz wcześniejszego Britpopu w jego lofickich afektach. Muszę być szczery: nie mogę obalić tego twierdzenia. Mogę bronić albumu ze wszystkich powodów, które zbadaliśmy, ale dorastałem z The Monkeys – to, co może być dla nich repliką, to moje dzieciństwo i po prostu nie widzę, z czego kradną.

Wszystko to powiedziawszy, czytanie TBHC przez soczewkę widmologiczną ujawnia znacznie bardziej celowe zaangażowanie w widmologię, co, mam nadzieję, doceniłby Fisher. Fascynujące jest zawłaszczanie muzyki do celów widmologicznych, podobnie jak mętna wizja „przyszłości”, której jedyną futurystyczną cechą są księżycowe kurorty. A wokalista salonowy – przedstawiony jako „zjawa”, lamentujący nad pogłosem, obłąkanym wspomnieniem piosenkarza AM , który dawno już miał złote/trzeźwe lata – jest idealnym bohaterem tej nawiedzonej rzeczywistości.

I poprzez tę postać, tak przejrzyście Turner w swoich intymnych wyznaniach, TBHC odsłania jaźń jako miejsce tej logiki. Zastanawiając się nad zamiłowaniem Alexa do postaci i przedstawiając centralną postać jako niespójną (podobnie jak senna podstawa), TBHC medytuje nad bezsensowną, absurdalną, komiczną naturą bycia podmiotem w czasach neoliberalizmu.

Skafander kosmiczny jest pusty: „Mogę wyglądać, jakbym był głęboko zamyślony… ale prawda jest taka, że ​​prawdopodobnie nie jestem… jeśli kiedykolwiek byłem”.

Ale to stawia nas w impasie. Co zrobić z naszą niezdolnością do stworzenia jasnej tożsamości? Dokąd idziemy stąd? Nieco bardziej optymistyczne odczytanie to takie, które pozycjonuje piosenkarza w salonie jako krytyka archetypu piosenkarza / autora piosenek. Turner parodiuje tutaj samego siebie, a dokładniej typ białego poety, twierdzący, że jest romantyczny i obiektywny, redukując sprytnego kowala do pijanego sprzedawcy.

W swojej pracy nad hiperobiektami Timothy Morton potępia oświecenie i postmodernizm jako część „(białego, zachodniego, męskiego) historycznego projektu… ustanowienia dziwnego poczekalni tranzytowej poza historią” (2013, 4). Wzywa do podejścia ekologicznego, rozwijającego się nurtu badań nad mediami i kulturą, który częściowo dąży do przedefiniowania obiektywności jako projektu zbiorowego, a nie wiązania się z tak pojedynczymi grupami społecznymi. Ten biały/męski/klasowy archetyp jest podsumowany przez artystę-autora, rolę, którą Turner odgrywał w różnych iteracjach przez całą swoją karierę, a także ucieleśniony przez postacie, do których TBHC wielokrotnie nawiązuje: Stanley Kubrick, Ridley Scott, Federico Fellini.

Choć większość ich dzieł jest genialna, postacie te są nierozerwalnie związane z dziedzictwem teorii autorskiej i jej patriarchalnego klasycyzmu. To symbole kapitału kulturowego, wymienione przez nieznośnego chłopaka z bractwa, który zagania cię w pubie. „Co masz na myśli, mówiąc, że nigdy nie widziałeś Blade Runnera?!”. Możesz ich teraz zobaczyć nawet w takich dupkach jak Musk i Bezos oraz w dziecinnej grze „moja rakieta jest większa niż twoja rakieta”, która rozpoczęła się siedemdziesiąt lat temu między Eisenhowerem a Stalinem.

Ci przedsiębiorcy, mężowie stanu i autorzy — wszyscy mężczyźni — są typowymi podejrzanymi w dziwnym salonie tranzytowym Mortona. Dlatego Turner ma sens, by podsumować ich w swoim żałosnym, pretensjonalnym piosenkarzu relaksującym się w kosmosie. Solipsyzm leżący u podstaw projektu — widoczny w powtarzających się ukłonach w stronę wyimaginowanej natury hotelu — sprawia, że ​​egoizm poczekalni tranzytowej (a co za tym idzie: oświecenia, teorii autorskiej, wyścigu kosmicznego, zachodniego kapitalizmu, brytyjskiego establishmentu, Amazonii, nauki -fi i Elvis) tym bardziej widoczne. Redukując białego piosenkarza/autora piosenek do niespójnej parodii, Turner rejestruje ograniczenia zachodniego patriarchalnego projektu historycznego.

Rozkoszując się tą parodią, można powiedzieć, że nie oferuje rozwiązania, tylko pesymistycznie je wskazuje. Ale bardziej charytatywną lekturą może być to, że Turner po prostu przyznaje się do własnych ograniczeń. To nie jest facet, o którym powinniśmy teraz rozmawiać. I nie zaprzecza, że ​​tak jest. Zamiast tego systematycznie zdejmuje się z tego piedestału i odlatuje do swojej wyobraźni. Punktem kulminacyjnym jest „The Ultracheese”, bliższy albumowi. Pozbawiony wszelkich elementów science-fiction otrzymujemy jedynie pianino i limitowaną gitarę. Bardzo mało pogłosu lub przestrzenności — klarowność.

W intymnym wyznaniu Alex / piosenkarz klubowy zastanawia się nad swoją samotnością i skomplikowanym związkiem ze sławą. Nazywa swoją muzykę „ultracheese”. Może to być odniesienie do jego tandetności lub ewentualnie do księżyca. Lub — moja ulubiona lektura — jedno i drugie. Łącząc swoją pretensjonalną teatralność z księżycem, staje się świadomy afektacji romantyzmu i postmodernistycznego ironicznego dystansu jako mechanizmu obronnego; technika dysocjacyjna. Ujawnia, co kryje się za szaleństwem Mortona w poczekalni tranzytowej — niepewny mężczyzna ukrywający swoją omylność.

Krytycy mogli docenić Tranquility Base , ale kogo to obchodzi. Doskonale pamiętam reakcję moich znajomych na ten album: „trochę to gówno, prawda?”. Właściwie zdarzało się, że ludzie podchodzili do mnie w autobusie jadącym na studia i pytali „tak, ale dlaczego ci się to podoba?”. Poprzednie 4000 słów było próbą odpowiedzi na to pytanie. Więc tak: złość. O to w tym wszystkim chodziło. Do widzenia.