Bordeaux do Bilbao — bikepacking w baskijskich górach
Bikepacking wzdłuż wybrzeża Atlantyku od Bordeaux do Basque Peaks w pobliżu Bilbao
Zamiast zwykłej relacji z moich podróży, chciałem skupić się bardziej na kluczowych momentach, które wpłynęły na moją podróż. Co dzieje się w mojej głowie podczas tych przygód?
Przyjaciele i rodzina
Zawsze miałem niesamowite szczęście do moich przyjaciół. Od kiedy wylądowałem na Orly, mój przyjaciel Luc dbał o to, żebym czuł się jak w domu. Później rodzice Luca gościli mnie przez cały tydzień i traktowali mnie jak własnego syna. Zaplanowałem całą tę wycieczkę rowerową i z ich pomocą pozyskałem większość sprzętu. Jestem błogosławiony, że otrzymałem taką miłość .
Po tygodniu w Paryżu przyszedł czas na moją 2-tygodniową wycieczkę z Bordeaux w południowej Francji do Bilbao w Hiszpanii! Luc wysadził mnie na stacji Paryż — Montparnasse w niedzielny poranek wraz z moim rowerem i torbami, a ja byłem gotowy do wyruszenia na pokład superszybkiego pociągu TGV!
Bagietki i motyle w brzuchu
W południe dotarłem do St Jean Gare w Bordeaux, ustawiłem rower i zacząłem zwiedzać miasto. Czułem, jak rośnie we mnie niecierpliwość. Jestem teraz sam . Jadąc wzdłuż kanału natknąłem się na tętniący życiem niedzielny targ — Marche des Quais . Było wiele straganów sprzedających pieczywo (nawiasem mówiąc, ból po francusku), ciastka, wina, sery, ryby, małże, przyprawy i wiele więcej! Po zdobyciu lunchu i zapasów na przejażdżkę zacząłem szukać ścieżki rowerowej, która zaprowadziłaby mnie na wybrzeże Atlantyku, a ostatecznie na południe do Hiszpanii.
Skierowałem się na zachód w kierunku Atlantyku, przez kilka wiosek wzdłuż bocznych dróg rowerowych i okazjonalnych dróg gruntowych. Trasy rowerowe były dobrze oznakowane i nie było trudno złapać tę, której szukałem – Eurovelo 1, czyli La Vélodyssée , jak nazywa się odcinek francuski.
Kiedy próbowałem złapać rytm, mój umysł wciąż był niespokojny z powodu drobnej logistyki. Czy łatwo znajdę dyskretne miejsce biwakowe? Gdzie będę prać ubrania? Czy mam przy sobie wystarczającą ilość jedzenia i wody? Czy w nocy nie będzie za zimno? Kiedy zadomowiłem się na pierwszą noc w parku w pobliżu miasta Lège-Cap-Ferret, zastanawiałem się, czy niepokój utrzyma się przez całą podróż. Meta-lęk .
Zawsze odczuwam niepokój pierwszego dnia podróży, czy to w nowym mieście, czy w lesie. Strach, że coś może pójść nie tak, towarzyszy mi aż do pierwszego razu, kiedy coś pójdzie nie tak. Kiedy to się dzieje, naprawdę czuję ulgę! Nie jest tak źle, jak się obawiałem, że będzie. Ten niepokój jest najwyższy pierwszego dnia, ponieważ jeszcze nic nie poszło źle. Motyle początku dnia.
Prysznic codziennie
Gdy jechałem dalej na południe wzdłuż wybrzeża Atlantyku, codziennie kąpałem się w każdym mijanym jeziorze, kanale lub plaży. To się liczy jako prysznic! Atlantyk wciąż był bardzo zimny i zazwyczaj byłem w wodzie sam bez pianki. Mimo to chciałem pozbyć się uczucia lepkości i potu po całym dniu jazdy. Po tych wycieczkach czułem się pełen energii. Plaże wzdłuż wybrzeża były ozdobione masywnymi wydmami, które pochłonęły nawet niektóre opuszczone budynki! Wybrzeże stawało się coraz bardziej oszałamiające w miarę zbliżania się do granicy z Hiszpanią, a baskijskie góry w tle przypominały mi, że przygoda jeszcze się nie zaczęła.
Basków w kolarstwie
Startując z Bordeaux w 4 dni pokonałem około 375 km, aby przekroczyć granicę z Francją i dotrzeć do San Sebastian w Hiszpanii. Region Basków tworzy północno-zachodnią część Hiszpanii i jest wyjątkowy pod względem geograficznym, językowym, kulinarnym (darmowe pintxos z piwem!) i kulturowym. Będąc większym miastem, zdecydowałem się zostać tej nocy w hostelu w San Sebastian zamiast ukradkowego biwakowania. O wiele bardziej doceniam ciepłe prysznice i wygodne łóżko .
Następnego ranka, po zjedzeniu darmowego śniadania, wyruszyłem na poszukiwanie szlaku prowadzącego do pierwszego zestawu gór. Gdy zmagałem się z GPS w telefonie, zatrzymał się inny motocyklista, żeby się zameldować. Zapytał mnie, dokąd zmierzam, i zaproponował, że pojadę aż tam, chociaż zmierzał w innym kierunku. Opowiadał o swoich przygodach w całej Europie, od Hiszpanii po Rosję, mając 20 lat na tym samym rowerze, a teraz miał już 70 lat! Zastanawiam się, jak musiało wyglądać turystyka rowerowa w tamtych czasach bez całej tej technologii.
Po kilku początkowych stromych podjazdach po szutrze wkrótce znalazłem się na płynnej Via Verde del Plazaola, która zaprowadziła mnie aż do podnóża gór Aralar w południowym kraju Basków. Przeszedłem przez kilka tuneli, z których kilka miało kilkaset metrów długości, a najdłuższy miał 2,6 km!
Kliknij to zdjęcie TERAZ!
Następnego dnia, po długiej wspinaczce na początek szlaku, byłem zachwycony widokiem szerokich szutrowych ścieżek prowadzących na sam szczyt! Olbrzymie wapienne masywy Aralar wieńczyły łąki i pastwiska, które były niegdyś siedliskiem ludzi w epoce neolitu.
Zwykle zwlekam z robieniem zdjęć, gdy natknę się na coś pięknego, ponieważ zatrzymanie pędu, znalezienie idealnego ujęcia i ustawienie go wyczerpuje mnie psychicznie bardziej niż fizycznie. Czy zatrzymuję się dla głupich zdjęć? Celowo pozwoliłem sobie cieszyć się małymi rzeczami podczas tej podróży. Odpocznę i delektuję się tą chwilą. Na początku wydawało mi się to dziwne, ale wkrótce byłem bardziej wyluzowany i spędzałem czas wędrując poza ścieżką, jeśli zauważyłem coś interesującego!
Jazda w deszczu
Po wędrówce wyschniętym, kamienistym korytem rzeki wyszedłem z pasma Aralar i krótkim odcinkiem drogi skierowałem się w stronę kolejnych gór — Urbasy . Uzupełniłem zapasy na kilka następnych posiłków w Arbizu, jedynej dużej wiosce, którą mijałem przez jakiś czas.
Tej nocy rozbiłem obóz blisko początku szlaku w Parku Przyrody Andia-Urbasa . W otoczeniu bydła przygotowywałem się na pierwszą deszczową noc wyprawy. Wkrótce nocne niebo rozświetliły wspaniałe błyskawice i potworne grzmoty! Jedno uderzenie pioruna utkwiło mi w pamięci — było tak jasne, że nawet z zamkniętymi oczami w namiocie widziałem błysk. Poczułem dudnienie, które przeszło przez moje ciało, gdy ziemia pode mną się zatrzęsła!
Następnego ranka poczekałem, aż deszcz przestanie padać, zanim wyruszyłem przy pierwszej nadarzającej się okazji. Cały szlak był błotnisty i miał toczące się wzgórza. Byłem cały przemoczony i brudny. Wkrótce polna ścieżka zniknęła w łąkach. Wyglądała na świeżo wyhodowaną i nie było na niej śladów zużycia. Wygląda na to, że dawno nikt tu nie jeździł. Nawigacja była trudna, ponieważ nie było też wielu znaczników szlaków.
Gdy opuszczałem park, dramatycznie powitał mnie gigantyczny wąwóz. To była drastyczna zmiana scenerii w stosunku do lasu i łąk, po których jechałem kilka minut temu. Balcón de Pilatos to wspaniały wąwóz o głębokości 300 m na południowym skraju parku Andia-Urbasa. Zatrzymałem się tam na obiad, chłonąc wspaniałe widoki na dolinę w towarzystwie garstki orłów przednich. Huh, w końcu wszystkie ciężkie chwile były tego warte.
Błędy w górach
Dzień zakończyłem w maleńkim hostelu w średniowiecznej stolicy Basków Vittoria-Gasteiz. Będąc w sobotę, stare miasto było absolutnie pełne ton turystów i mieszkańców imprezujących w pełni. Po krótkim włóczeniu się po ulicach szybko położyłem się do łóżka.
Przed nami najtrudniejszy dzień trasy — góry Gorbeia . Mimo zapowiadanych deszczów zdecydowałem się wyruszyć jeszcze tego ranka z Vittoria-Gastiez. Mówi się, że prysznice. Jak źle może być? Dzień rozpoczął się na lokalnych szlakach turystycznych. Podjazdy były bardzo strome. Czasami nie mogłem podciągnąć roweru z sakwami! Najpierw musiałem wciągnąć torby na górę, a potem wciągnąć rower. To jest trudne . Widoki na górze były fantastyczne. Po 5 godzinach pokonałem tylko 20 km i zatrzymałem się na farmie, żeby zjeść obiad o 14:00. Nadal byłem bardzo optymistyczny — do szczytu zostało mi jeszcze tylko 10 km i 750 m przewyższenia. W najgorszym przypadku będę na szczycie o 17:00 .
Ostatnią wspinaczkę rozpocząłem w deszczu i to było coś więcej niż tylko „przelotne deszcze”. Nieliczni wędrowcy, którzy przechodzili obok, dopingowali mnie, gdy przedzierałem się przez błoto. Minęły kolejne 2 godziny i byłem już kilometr od szczytu. Deszcz ustał na chwilę, a ja podziwiałem widoki na poszarpane klify wokół. To nie było takie złe. Zdałem sobie sprawę, że szczyt jest całkowicie pogrążony w chmurach. Nie widziałem szczytu ani szlaku prowadzącego na szczyt. Te chmury rozproszą się, gdy wyjdzie słońce .
Jest różnica między byciem optymistą a byciem głupim. Kontynuowałem ciągnięcie roweru w górę, czekając, aż chmury się otworzą. Oni oczywiście mieli inny plan. Temperatura nagle spadła i zaczęły się opady. Na grzbietach moich dłoni zaczął tworzyć się cienki lód. O nie, to jest złe. Nie dało się sprawdzić map na telefonie w deszczu i zmarzniętymi rękoma. Wcześniej poważnie nie doceniłem braku widoczności. Oooo chyba się pomyliłem. Po godzinie szukania w końcu natknąłem się na Gorbeia Cross, który wyznacza szczyt szlaku. Zazwyczaj krzyż widoczny jest z dna doliny. Tego dnia nie widziałem krzyża, dopóki prawie na niego nie wpadłem. Popełniłem ogromny błąd wchodząc na szczyt w tych chmurach.
Na szczęście stąd już było z górki. Jak trudne może to być? Przy zerowej widoczności szukałem szlaku prowadzącego do następnej doliny. Włączyłem maleńką lampkę na rowerze i zacząłem iść prosto po 50 stopni na raz w różnych kierunkach, aż trafiłem na szlak. Za każdym razem, gdy oglądałem się za siebie, po mniej więcej 30 krokach mój rower znikał w chmurach. Za każdym razem zapadało mi się serce. Zrobię to bez względu na to, jak długo to zajmie.Nagle odkryłem we mnie poczucie całkowitego uporu. Wkrótce znalazłem ślad. Zjazd był bardzo kamienisty iw tych zdradliwych warunkach w ogóle nie mogłem zjechać rowerem. W ciągu następnej godziny zszedłem kilkaset metrów, gdzie w końcu zobaczyłem schronisko górskie. Niestety schronisko było zamknięte, ale znalazłam dach, pod którym rozbiłam namiot, wytarłam się i próbowałam się ogrzać w kilku warstwach śpiwora.
Na domiar złego mój telefon padł z powodu wilgoci i zimna. Nie włącza się, mimo że pozostało ponad 60% baterii! Tylne kamery zostały zamrożone od wewnątrz. Aby być przygotowanym na sytuacje awaryjne, zwykle mam zapisany dokument z kontaktami w nagłych wypadkach i szczegółami. Gdy się za nim płaszczyłem, dotarło do mnie, że mogłem go zostawić w Paryżu! Nie pamiętam numeru telefonu Luca ani jego adresu! Jestem taka głupia aaarrrrghhhh! Byłem bardzo rozczarowany sobą i nie jadłem dużo tej nocy. Wiedziałem, że w szczycie było -2 ℃ i zdecydowanie było zimno tam, gdzie byłem. Zimno i niepokój miały sprawić, że ta noc będzie długa.
Bilbao i nie tylko!
Podróż jeszcze się nie skończyła! Przeciwności do pokonania, przygody do spełnienia i cała masa zabawy! Oto przedsmak tego, co nas czeka — przetrwanie bez telefonu i dotarcie do Bilbao, impreza z byłym niemieckim żołnierzem, który odbywał 900-kilometrową pielgrzymkę, oraz Austriak, który jechał rowerem z domu aż do Tajlandii! Poza tym zastanawiałeś się kiedyś, skąd Game of Thrones wzięły swoje wspaniałe lokalizacje? Zostań z nami, aby się dowiedzieć.