Mity imigracyjne i studenci zagraniczni
Rząd jest bardzo zakłopotany danymi dotyczącymi imigracji netto w wysokości nieco ponad 500 000 za rok do czerwca 2022 r. Zakłopotanie nie jest nowe i następuje po dekadzie, w której imigracja netto stale znacznie przekraczała docelowe maksimum 100 000: liczba pozornie wyśniony w wannie przez Davida Camerona przed wyborami w 2010 roku, ale dla konserwatystów o niemal religijnym znaczeniu. Porażka jest tym bardziej irytująca, że główną obietnicą brexitu było ograniczenie imigracji poprzez „kontrolę nad naszymi granicami”.
W praktyce liczby wprowadzają w błąd i nie należy ich nadinterpretować. Nagły wzrost z wartości około zera w połowie 2021 r. odzwierciedla powrót do zdrowia po nienormalnych warunkach Covid, w których w szczególności studenci zagraniczni działali zdalnie i teraz licznie przybywają na zajęcia osobiste; innymi słowy, liczby są zawyżone przez zniesienie ograniczeń Covid, a nie bardziej liberalne kontrole imigracyjne. Liczby są również tymczasowo zwiększane przez napływ ukraińskich uchodźców, słusznie witanych jako wkład Wielkiej Brytanii w wojnę.
Liczba zagranicznych wiz studenckich wzbudziła jednak gniew ministra spraw wewnętrznych. Studenci stanowią około znaczną część całkowitej liczby imigrantów netto, dlatego byli celem tego i poprzednich ministrów spraw wewnętrznych zaniepokojonych liczbami (stanowią 277 000 z liczby imigracji brutto wynoszącej 1,1 miliona i ponad połowę netto numer imigracyjny 504 000, od czerwca do czerwca). Pamiętam, jak jako sekretarz ds. biznesu w koalicji toczyłem walkę z ówczesną minister spraw wewnętrznych, Theresą May, która nieustannie próbowała ograniczyć liczbę wiz studenckich.
Studenci zagraniczni są częścią statystyk imigracyjnych, ponieważ zgodnie z międzynarodowymi konwencjami imigranci są klasyfikowani jako ci, którzy przyjeżdżają na dłużej niż rok. A większość kursów uniwersyteckich w Wielkiej Brytanii trwa trzy lata plus dodatkowy rok, który jest dozwolony na pracę po studiach i często jest ważnym dodatkiem do kwalifikacji akademickich (i pomaga wypełnić tymczasowe luki na lokalnym rynku pracy). Ale studenci w przeważającej większości wracają po wygaśnięciu wizy, więc nie są stałymi imigrantami. Oczywistym pytaniem jest, dlaczego liczby netto nie uwzględniają powracających studentów, tak że liczba netto jest bliska zeru. Prosta odpowiedź jest taka, że system kontroli imigracyjnej nie jest zorganizowany w celu monitorowania i liczenia osób wyjeżdżających; w końcu nie jesteśmy więzieniem jak Korea Północna.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych twierdzi, że znaczna część studentów nigdy nie cofa się i nie przedstawia „szacunków” opartych na dobrowolnych ankietach na lotniskach, aby uzasadnić swój sceptycyzm. Jednak zdrowy rozsądek sugeruje, że studenci z zagranicy są nieprawdopodobnym źródłem znacznej nielegalnej imigracji. Studenci płacą bardzo wysokie opłaty — zazwyczaj około 30 000 funtów rocznie na brytyjskie uniwersytety, z wyłączeniem kosztów zakwaterowania i innych kosztów utrzymania. Aż trudno uwierzyć, że studenci, których rodziny lub sponsorów było stać na zapłacenie grubo ponad 100 000 funtów za studia uniwersyteckie, powinni pozostać w tyle jako nielegalni imigranci pracujący na niepewnych warunkach w myjni samochodowej lub kuchni w restauracji.
Z pewnością było tak, że dekadę lub więcej temu zorganizowano uchylanie się od nauki poprzez kolegia i szkoły językowe oferujące fałszywe kwalifikacje. Ale ta luka już dawno została zlikwidowana, a wizy są dostępne tylko za pośrednictwem działających w dobrej wierze instytucji, które mogą udowodnić, że posiadają systemy rejestracji, nauczania i monitorowania swoich uczniów. Przypominam sobie w rządzie, że niektóre uniwersytety utraciły status „zaufanych dostawców” z powodu braków w dokumentacji, a nie celowego uchylania się, a studenci na nagle zawieszonych kursach po prostu zostali porzuceni bez wsparcia i bez kwalifikacji, którymi mogliby wykazać się za drogie czesne opłaty.
Wszędzie, z wyjątkiem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, uznaje się, że studenci zagraniczni są cennym towarem eksportowym. Nie tylko wydają duże sumy w Wielkiej Brytanii, ale pomagają utrzymać brytyjskie uniwersytety na powierzchni, ponieważ krajowe opłaty studenckie nie wystarczają na pokrycie kosztów uniwersytetów, zwłaszcza w przypadku drogich stopni naukowych, takich jak nauki ścisłe i inżynieria. Co więcej, istnieje ostra konkurencja na rynku międzynarodowym dla zagranicznych studentów, na którym instytucje brytyjskie rywalizują z uczelniami w USA, Kanadzie i Australii. Kraje takie jak Indie, które Wielka Brytania stara się kultywować w celu zabezpieczenia dwustronnej umowy handlowej po Brexicie, są również bardzo wrażliwe na to, jak ich studenci (często dzieci z klasy rządzącej) są traktowani w Wielkiej Brytanii.
Oczywiste jest, że pani Braveman, minister spraw wewnętrznych, nie kupuje argumentów o korzyściach płynących z zagranicznych studentów. Zaabsorbowana numerami z pierwszych stron gazet, obiecała „załamać się”. Ma to przybrać formę zniesienia wiz dla osób pozostających na utrzymaniu – czyli studentów będących w związkach małżeńskich – oraz dla tych, którzy chcą uzyskać stopnie „niskiej jakości”. Przypominam sobie, że ten sam pejoratywny język został użyty do odrzucenia każdego uniwersytetu spoza Grupy Russella. Poza czystym akademickim snobizmem trudno dostrzec istotę tego rozróżnienia. W „pozostawionych” częściach Wielkiej Brytanii to często mniej modne i mniej prestiżowe, ale dobrej jakości nowe uniwersytety są filarem lokalnej gospodarki.
Tak jak liczba studentów jest sztucznie zawyżona przez wznowienie nauczania bezpośredniego po pandemii, tak istnieją inne czynniki, które tymczasowo zwiększyły liczbę imigracji netto. Istnieją programy nadzwyczajne dla uchodźców z Hongkongu i Afganistanu, a także Ukraińców (łącznie około 138 000). Są też osoby ubiegające się o azyl, chociaż zdecydowana większość głośnych spraw, które przypłynęły gumowymi pontonami przez kanał La Manche (62 tys.
Duża część z pozostałych pół miliona plus, którzy przybyli w tym okresie, to pracownicy zagraniczni (plus niektórzy członkowie rodziny migrantów, którzy już tu osiedlili się). Nastąpił odpływ netto 50 000 obywateli UE: Europejczyków, którzy nie mogli otrzymać wiz po Brexicie lub nie postrzegali już Wielkiej Brytanii jako dobrego miejsca do życia i pracy. Duży napływ nastąpił więc spoza UE: z Azji i Afryki. Wygląda na to, że Brexit zmienił oblicze imigracji, ale nie liczby. System punktowy w stylu australijskim, reklamowany kiedyś jako odpowiedź na „problem” imigracji, zdołał sfrustrować pracodawców z powodu braku elastyczności, a jednocześnie nie udało mu się zmniejszyć ogólnej liczby. Można dodać, że przewaga czarnych i brązowych twarzy zamiast białych mieszkańców Europy Wschodniej nie do końca jest tym, co brexitowcy mieli na myśli, gdy występowali przeciwko niekontrolowanej „masowej” imigracji.
Jakie są zatem alternatywy dla rządu, który chce pokazać, że ogranicza imigrację, ale jednocześnie wspiera wzrost gospodarczy? może się okazać, że są to cele niezgodne; prognozy Biura Odpowiedzialności Budżetowej sugerują, że ożywienie wzrostu wymaga większej, a nie mniejszej imigracji. Jednak z politycznego punktu widzenia jest to trudne przesłanie i zarówno Sunak, jak i Starmer powtarzają starą mantrę, że Wielka Brytania potrzebuje zamiast tego zwiększyć produktywność swojej istniejącej siły roboczej poprzez szkolenie umiejętności i inwestycje kapitałowe, które są celami długoterminowymi i nieuchwytnymi. Tymczasem w niektórych sektorach gospodarki występuje dotkliwy niedobór siły roboczej, często na stosunkowo niewykwalifikowanych stanowiskach w sektorze usług.
To, co wydarzyło się po Covid, polega na tym, że duża liczba, być może pół miliona pracowników, opuściła siłę roboczą. Niektórzy są ofiarami długiego Covid. Wydaje się jednak, że większość stanowią osoby w średnim wieku, które podjęły decyzję o wcześniejszym przejściu na emeryturę. To pozostawia zestaw trudnych opcji. Jednym z nich jest uczynienie emerytury dużo mniej atrakcyjną opcją i sprawienie, by osoby starsze pracowały, jeśli nie do upadku, to przynajmniej przez kilka lat dłużej, przyczyniając się do pracy i dochodów podatkowych. Ale marchewki, podobnie jak ulgi podatkowe, są drogie, a kije — jak przymusowo opóźniona emerytura państwowa — niesmaczne. Drugą opcją jest zaakceptowanie faktu, że wzrost nie nastąpi, co jeszcze bardziej utrudnia wybory dotyczące wydatków publicznych, zarządzania długiem i podatków. To dlatego interwencja ministra spraw wewnętrznych mająca na celu powstrzymanie wartościowych ekonomicznie studentów z zagranicy jest tak szkodliwa i głupia.