Recenzja Despicable Me 4: Wystarczająco dobre jest wrogiem dobra

Jul 02 2024
Illumination Studios oferuje kolejną rozrywkę. Co za nuda.
Podły ja 4

Trudno nie podejść do recenzji Despicable Me 4 z czymś innym niż poczuciem bezsensu. Wydaje się, że Illumination Studios złamało kod sukcesu mainstreamowego hitu, nie dlatego, że jest dobry, ale po prostu „wystarczająco dobry”. Good Enough rozprasza nawet najkrótszą uwagę. Good Enough sprawia, że ​​rodzice nie czują się wyalienowani gustami swoich dzieci. Good Enough to żółty kapelusz typu Bucket Minionki, który sprawi, że poczujesz się jak na dobrej zabawie, podczas gdy teatr reaguje na kreskówkowy slapstick ze śmiertelną ciszą. Good Enough to kilka nijakich chichotów wypowiedzianych w ciągu pustych 90 minut, które z trudem pamiętasz, nawet gdy zaczynają pojawiać się napisy końcowe. Good Enough to czarna dziura, której osobliwością jest Despicable Me 4 .

Ja na przykład mam naprawdę dość Good Enough.

Fabuła Despicable Me 4 w takiej postaci przedstawia Gru (Steve Carell) i rodzinę ukrywających się przed nikczemnym Maxime (Will Ferrell), którego twierdzeniem o złu wydaje się po prostu to, że kocha karaluchy tak bardzo, że chce być jednością. (Bez wstydu, koleś. Ty to robisz.) Większość czasu ekranowego poświęcona jest próbom rodziny wtopienia się w nową dzielnicę przypominającą osy, bez dalszego rozwoju postaci ani popychania fabuły do ​​przodu w jakikolwiek zauważalny sposób. Gru próbuje zaprzyjaźnić się ze swoim nowym sąsiadem Perrym (Stephen Colbert) podczas gry w tenisa. Lucy (Kristen Wiig) natychmiast demaskuje swoją przykrywkę jako stylistka fryzur, co później powoduje pościg po supermarkecie. Margo (Miranda Cosgrove) jest prześladowana w szkole poza ekranem. Edith (Dana Gaier) i Agnes (Madison Skyy Polan) biorą udział w lekcji karate z instruktorem palantem (Brad Ableson). Sytuacjom tym, choć teoretycznie zabawnym, brakuje zarówno wyczucia komediowego wyczucia czasu, jak i faktycznie napisanych dowcipów, co skutkuje największym możliwym grzechem komedii: jest nudna.

powiązana zawartość

Minions: The Rise Of Gru miażdży i rozciąga mitologię pomocników-superzłoczyńców
Za powstaniem „Gentleminions” stoją nastolatki ubrane w garnitury, które wybierają się na nowy film Minionki

powiązana zawartość

Minions: The Rise Of Gru miażdży i rozciąga mitologię pomocników-superzłoczyńców
Za powstaniem „Gentleminions” stoją nastolatki ubrane w garnitury, które wybierają się na nowy film Minionki

Historia niemal zaczyna się ujawniać, gdy ich nowa nastoletnia sąsiadka Poppy (Joey King) grozi ujawnieniem tożsamości Gru, jeśli nie pomoże jej w napadzie. Więc dokonują napadu. I to w zasadzie podsumowanie Poppy. Żadne napięcie ani stawki nie mogą przeszkodzić tej niegroźnej atmosferze przyjaznej rodzinie! Ten łuk pozornie stanowi punkt kulminacyjny filmu, ale z całą elegancją punktora nabazgranego na tablicy. Nie ma nic istotnego, czego można by się trzymać, gdy film przeskakuje pomiędzy gorączkowo inscenizowanymi scenami, które wykorzystują scenerię przedmieść, ale nigdy nie posuwają się tak daleko, by ją satyrować – nie chciałbym zrazić kluczowej grupy demograficznej! – co wskazuje na film tak zaangażowany z agresywną nadpobudliwością, która nie może zatrzymać się na tyle długo, aby ziarno narracji zakorzeniło się. Najbliższą fabułą postaci Despicable Me 4 jest niemy niemowlę Gru Jr., który zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę kocha swojego ojca, co jest nie tyle kulminacją ich przygód, ile niezasłużonym zwrotem akcji, gdy film zdaje sobie z tego sprawę trzeba zakończyć sprawę.

Być może zastanawiasz się, gdzie w tym wszystkim są Minionki (głos Pierre’a Coffina) i odpowiedź brzmi: „tutaj”, czyli nic nierobiącego. Marketing filmu w dużej mierze opierał się na nowych Mega-Minionach o supermocach, oczywistych parodiach superbohaterów Marvela, które podważają łagodną anonimowość standardowego projektu Minionków. Jednak te postacie nie mają w ogóle wiele wspólnego z główną historią, są podzielone na kilka sekwencji, które dostarczają dokładnie tego samego rodzaju gumowanych gagów z kreskówek, do których jesteśmy już przyzwyczajeni w przypadku Minionków, nasuwając pytanie, jaki jest sens nawet jest. Oczywiście chodzi o łatwą parodystyczną atrakcyjność rynkową, ale naprawdę rażące jest to, jak rażąco Minionki są wpychane do filmu, który w przeciwnym razie próbuje zminimalizować ich obecność w głównym wątku fabularnym.

A jednak, pomimo wszystkich tych frustracji, Despicable Me 4 jest dość kosztownie wyrenderowany i animowany, co nadaje mu poczucie legitymizacji na tyle, by można było go przejść stosunkowo płynnie. Nie ma nic samo w sobie obraźliwego w filmie o niskich stawkach, minimalnej fabule, a nawet komedii dla najłagodniejszych wrażliwości. Ale kiedy film składa się z tych wszystkich rzeczy, należy się zastanowić, co my tu w ogóle robimy. Czy Illumination po prostu tworzy filmy do wielokrotnego odtwarzania strumieniowego, odtwarzane w tle, a następnie wstrzymywane i odtwarzane według kaprysu, bez zastanawiania się, jak którekolwiek elementy pasują do siebie? Jeśli tak, to w jaki sposób jest to wydarzenie teatralne dla całej rodziny? Czy dzieci i ich rodzice nie zasługują na coś lepszego? Czy nie zasługujemy na to, żeby dać się wciągnąć w jakąś historię albo, nie daj Boże, na żart, z którego warto się śmiać?

Nie, to jest wystarczająco dobre.