Taniec towarzyski i Transcended Half

May 08 2023
W pewnym momencie swojej kariery każdy zawodnik sportu tanecznego podejmie pozornie ekscentryczne przedsięwzięcie polegające na samodzielnym ćwiczeniu. Niedawno spędziłem 3 miesiące tej niemal codziennej samotnej harówki (podczas gdy mój partner leczył kontuzję stopy) i było to cudownie pouczające.

W pewnym momencie swojej kariery każdy zawodnik sportu tanecznego podejmie pozornie ekscentryczne przedsięwzięcie polegające na samodzielnym ćwiczeniu. Niedawno spędziłem 3 miesiące tej niemal codziennej samotnej harówki (podczas gdy mój partner leczył kontuzję stopy) i było to cudownie pouczające. Tańczę łacińską rywalizację już od kilku lat i nie jest mi obcy ten rodzaj celowej praktyki, który może wymagać podniesienia poziomu technicznego zrozumienia. Ale było coś w ćwiczeniach w ciągu tych kilku miesięcy, co doprowadziło mnie do głębszego zrozumienia tańca i tego, co oznacza dla indywidualnego ducha życie w połączonym świecie.

Taniec i prawdziwe ja

Jednym z kluczowych sposobów, w jaki taniec zbliża nas do „prawdziwego ja”, jest sposób, w jaki zmienia on nasz stosunek do ciała. Przez większość czasu zamieszkujemy nasze ciała w sposób utylitarny (egzystencjalny tryb posiadania), używając go do zaspokajania potrzeb fizycznych i odpowiadając na jego wymagania. Taniec jednak stawia człowieka w ekspresyjnym związku ze swoim ciałem (tryb bycia), a wraz z nim emocjami, które się z niego rodzą. Uprawiając taniec, rozwija się relację ze swoim ciałem, która jest uważna i współczująca, a jednocześnie autentyczna i celowa. A poprzez poznanie własnego ciała, człowiek faktycznie je przekracza i realizuje siebie jako istotę poznającą.

Ale jako istoty społeczne nie jest to całe równanie. Musimy znać siebie, owszem, ale nasz ostateczny cel wynika ze sposobu, w jaki łączymy się z innymi ludźmi. Ale wielu z nas doświadcza, że ​​nasze życie staje się coraz bardziej niezależne. W pewnym sensie jest to dobre: ​​nasze doświadczenie życiowe nie jest już czystą funkcją relacji, które mamy, na dobre lub na złe. Ale chociaż możemy żyć samodzielnie, doskonalić się i wybierać swoje życiowe ścieżki, to jednak w rzeczywistości daleko nam do niezależności. To pierwsza lekcja, jakiej uczy taniec.

W przeciwieństwie do większości tańców „solowych”, gdzie jedynym prawdziwym ograniczeniem dla autentycznego wyrażania siebie są prawa fizyki (i w mniejszym stopniu wrażliwość stylu), w tańcu towarzyskim jednostką ekspresji jest para, a zatem jednostka jest dodatkowo ograniczona przez dynamikę możliwości pracy z inną jednostką. Ale to raczej nie jest przeszkoda. Tak jak przymus doboru naturalnego tworzy złożone formy życia, tak przymus partnerstwa tworzy złożone i piękne tańce.

Podczas ćwiczeń celem jednostki jest doskonalenie siebie w celu współdziałania z inną osobą. To poważnie ogranicza, jakie rodzaje „ulepszeń” mają sens; na przykład chodzenie do góry nogami i obracanie się na głowie jak bączek może być imponujące, ale jest mało prawdopodobne, aby było przydatne w tańcu w parze. Z technicznego punktu widzenia jest to problem optymalizacji z ograniczeniami, taki, jaki uwielbiają nerdy — i dlatego często jesteśmy jednymi z najlepszych zawodników w sporcie tanecznym ;).

W ten sposób sport taneczny ujawnia naszą prawdziwie współzależną, ale niezależną naturę. Poprzez akt samotnej praktyki daje się wyraz odwiecznemu fenomenowi indywidualnego ducha: pytaniu, co to znaczy być oddzielonym, ale połączonym z innymi.

Ukryta współzależność

Kiedy obserwujemy naprawdę topową parę, niezmiennie jesteśmy zachwyceni tym, jak płynnie wydają się występować jako para, jak każdy jej subtelny lub dramatyczny ruch jest poprzedzony i zakończony jego intencjonalnym lub spółgłoskowym działaniem, i postrzegamy to tak samo sposób, w jaki postrzegamy dobrze przećwiczoną aranżację muzyczną. Paradoksalnie jednak ta bezproblemowa koordynacja jest częściej wynikiem oddanej praktyki jako jednostki. W sali balowej, podobnie jak w życiu, im lepiej potrafisz stać na własnych nogach, tym lepiej możesz wyróżniać się jako część pary.

Kiedy ćwiczymy razem, to sprawność poszczególnych osób tworzy wyłaniające się zjawisko partnerstwa. Podobnie jak rozmowa lub gra w szachy: to złożoność pojawia się jako interakcja między dwoma agentami o różnych, ale zgodnych celach. Nie można go celowo zbudować z pierwszych zasad bez kontrolowania drugiego człowieka. Podobnie jak w szachach, tworzy się genialną grę, rywalizując na miarę swoich możliwości z przeciwnikiem o podobnych umiejętnościach.

Podczas ćwiczeń osobno nie ma wątpliwości, że niemożliwe jest wykonanie niektórych z tych samych technik, które są możliwe, gdy są razem, po prostu dlatego, że nie ma fizycznego impetu. Niemniej jednak, poprzez praktykę, można poprawić swoją zdolność do wykonywania nawet czysto partnerskich ruchów poprzez ukryty potencjał. Pomyśl o tym w ten sposób: wyobraź sobie, że spotykasz kogoś ze swojej szkoły po raz pierwszy. Może chodziliście na te same zajęcia i macie wiele wspólnych zainteresowań. Kiedy zaczynacie rozmawiać, wydaje się, że znacie się od dawna, mimo że nigdy wcześniej się nie spotkaliście. Jest to ukryty potencjał: nasze oddzielne doświadczenia przygotowały nas do zbudowania relacji, która w przeciwnym razie musiałaby zostać zbudowana poprzez rozszerzone interakcje (niektórzy inżynierowie wolą nazywać to uczeniem się transferu).

Ten sam proces dotyczy tańca, jeśli jest wykonywany prawidłowo. Na przykład, jeśli staliśmy się skuteczni w technikach przenoszenia ciężaru, wydaje nam się, że odpowiednia reakcja na odpowiedni sygnał od naszego partnera jest trywialna i odwrotnie. Powód, dla którego czasami wydaje się to odwrotne do zamierzonego, jest prosty: albo ćwiczymy bez zwracania uwagi na punkt połączenia, albo przewidujemy połączenie, które jest wadliwe, albo nadmiernie, albo niedostatecznie kompensuje nasze naturalne ruchy.

To pojęcie ukrytego potencjału daje wskazówkę, w jakim kierunku powinien podążać samorozwój, jeśli jaźń jest rzeczywiście połączoną jednostką: to znaczy żyć w sposób, który buduje ukryty potencjał dla rodzajów relacji, które zamierzamy utworzyć. Najwyraźniej nie jesteśmy stworzeniami doskonałymi i każdy z nas czasami zmaga się albo z niedoskonałym sobą, albo z niedoskonałym związkiem. Ale zauważając ukrytą współzależność, niezależnie od tego, czy jest się w związku, czy nie, zawsze jest się w stanie rozwijać w sposób, który szanuje zarówno niezależność, jak i współzależność.

Taniec prawdziwych połówek

W pewnym momencie możemy wejść w związek i odkryć, że dzieje się coś dziwnego: uzależniając się od kogoś, tracimy kontakt ze „sobą”, a rozwój osobisty zaczyna odczuwać stagnację. Jednym z najbardziej frustrujących doświadczeń bycia w związku jest poczucie, że partner nie podziela naszego zaangażowania w rozwój duchowy. Może to spowodować, że ktoś poczuje się duchowo wygłodzony, zalany przyziemnymi troskami i tęskni za poświęceniem czasu na „odnalezienie siebie”. Oczywiście to uczucie jest często napędzane przez ego, a typowym sposobem na utrzymanie związku jest kompromis, poświęcając trochę poczucia wspólnoty i trochę rozwoju osobistego po drodze. Jednak taniec towarzyski oświetla trzecią drogę.

Uczy nas ścieżki, dzięki której możemy nadal się doskonalić, szanując jednocześnie nasz współzależny cel. Naszym celem jest bycie sobą, a nie transcendentną całością, ale przekroczoną połową — połową, która jest samowystarczalna pod każdym względem, jakim może być jednostka: fizycznie, emocjonalnie, intelektualnie, tak jak trenujemy nasze ciała, aby były zwinne i potężne, aby umysły były zwinne i skupione, a serca lekkie i żarliwe. A jednak połowa, bo dopiero w interakcji z drugim osobnikiem, równie samowystarczalnym i równie niepełnym, cel obu staje się jasny.

W buddyzmie jedną z przewodnich zasad prowadzących do oświecenia jest zasada niedwoistości; to znaczy uświadomienie sobie, że pozorne przeciwieństwa są w rzeczywistości jednym. Na przykład urzeczywistniamy niedwoistość Jaźni i Innego będąc razem, tak że rozróżnienie między Jaźnią a Innym przestaje być ważne: troska o jednego jest równoznaczna z troską o drugiego. A co w takim razie z dwoistością bycia razem i bycia osobno? Czy istnieje sposób, aby to przekroczyć? Absolutnie: taka jest natura przekroczonej połowy.

Zgodnie z tym pojęciem duchowy cel, niezależnie od tego, czy jesteśmy razem, czy osobno, jest jeden i ten sam. Będąc razem nie ma potrzeby „odnajdywania siebie”, ponieważ każda połówka zjednoczenia jest z definicji prawdziwym ja. Podobnie bycie oddzielonym nie oznacza poświęcania wspólnoty, ponieważ bycie połową oznacza koniecznie bycie częścią całości. W sporcie tanecznym, kiedy razem ćwiczymy, pracujemy zarówno nad sobą, jak i nad naszym partnerstwem. Nauczyć się tańczyć razem, to nauczyć się tańczyć osobno, ponieważ jedno wymaga drugiego, aby mieć znaczenie.

Myślę, że tutaj również spotykają się koncepcje miłości i oświecenia. Praktykując oświecenie jako pół, praktykujemy również agape, czyli boską miłość według zachodniej filozofii, ponieważ jest to duch dawania przed otrzymywaniem. To jest szlachetna ścieżka, którą podążamy jako indywidualne połówki.

Kiedy po raz pierwszy zacząłem tańczyć, zrobiłem to, aby odkryć siebie na nowo, abym mógł być bardziej towarzyski (prawdopodobnie po to, by wyleczyć moją młodzieńczą samotność). Z pewnością nie wyobrażałem sobie tego jako drogi do całkowitego przekroczenia idei. To tak, jakby iść do lekarza ze złamaną kończyną i usłyszeć, że ta kończyna jest iluzją. Czy to trochę niesmaczne? Jasne. Czy radykalnie zmienił mój świat? stawiasz. Im więcej teraz tańczę, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że to, czy jestem sam, czy z kimś innym, nie ma już tak naprawdę znaczenia. Liczy się mój potencjał do wniesienia wkładu i stopień, w jakim ten potencjał jest realizowany w odpowiednich okolicznościach w sposób odzwierciedlający piękno tańca.