W 1910 roku załogowy lot był wciąż kuszącym marzeniem, pomysłem na wyciągnięcie ręki, który obiecywał wolność i chwałę oraz rodzaj zrzucenia naszych ziemskich kajdan, które od wieków nęciły romantyków.
I tak właśnie w październiku tego roku cały świat — a przynajmniej spora część wschodnich Stanów Zjednoczonych — spojrzał w niebo, w kierunku ostatniej fantastycznej próby prawdziwego, trwałego lotu. Wszystkie oczy były skierowane w stronę New Jersey — niezupełnie ku niebu, oczywiście, ale masz pomysł — gdzie sterowiec America i jego załoga zamierzali być pierwszym załogowym samolotem, który przeleciałby przez Atlantyk.
„Na początku XX wieku… istnieje pewna mistyka lotnictwa. Jest futurystyczna. To niesamowita rzecz. Masz pierwszy samolot z napędem, cięższy od powietrza z braćmi Wright [ w 1903 r.]”, mówi Thomas Paone, muzeum specjalista w Smithsonian National Air and Space Museum . „Lotnictwo jest ekscytujące. A podekscytowanie rośnie”.
Mówimy oczywiście, że załogowy, ponieważ lot w 1910 nadal był głównie pochodzeniem mężczyzn.
I, jak się okazało z Ameryką, jeden niesforny pręgowany kot .
W górę, w górę i daleko
W 1910 roku byli tacy, którzy myśleli, że jeśli długodystansowe załogowe loty wieloosobowe miałyby stać się rzeczywistością – gdyby te tęskne oczy na ziemi w New Jersey miały mieć realną szansę na lot do Europy – byłoby to możliwe. lżejsze od powietrza statki powietrzne, takie jak America czy niemieckie sterowce o sztywnej ramie . Obaj podnieśli się albo z wodoru, albo z helu. Obaj mieli małe silniki do napędzania rzemiosła. Różnica polegała na tym, że sterowce miały dużą ramę, która podtrzymywała tkaninę balonu, który go otaczał.
Ameryka była więc w zasadzie wielkim balonem o długości około 61 metrów, zbudowanym po raz pierwszy we Francji w celu dotarcia do bieguna północnego. Jej właścicielem był amerykański wydawca gazet Walter Wellman , samozwańczy podróżnik i aeronauta. Próba Wellmana na Biegunie Północnym nie powiodła się, ale niezrażony sprowadził swój statek do Ameryki, zbudował go większy i skierował swój wzrok na Atlantyk.
Wellman i jego załoga wystartowali z Atlantic City z małą kabiną pasażerską i drewnianą łodzią ratunkową przymocowaną do dna. Wśród tych na pokładzie byli Wellman, inżynier Melvin Vaniman, nawigator F. Murray Simon i radiooperator Jack Irwin.
Lot walczył od samego początku, walcząc ze złą pogodą i niesfornymi silnikami, które najwyraźniej zostały zainfekowane piaskiem z wybrzeża New Jersey. W pobliżu Nowej Anglii silniki zawiodły i statek zaczął dryfować na południe. W tym momencie podróż wydawała się skazana na zagładę.
Jednak już wcześniej załoga musiała uporać się z tym przeklętym kotem.
Historia Kiddo
„Nie jestem pewien, czyim kotem był Kiddo” , mówi Allan Janus , specjalista ds. muzeów w dziale archiwów w Smithsonian National Air and Space Museum. „Mógł być bezdomnym, który został adoptowany przez amerykańską załogę, chociaż Wellman powiedział, że był pupilem jednego z członków załogi”.
W każdym razie Kiddo (jak później stał się znany) początkowo nie chciał być częścią historycznej podróży. Później nawigator Simon przekazał tę relację The New York Times:
W szczególności Kiddo był przedmiotem pierwszej transmisji bezprzewodowej z samolotu.
"Roy", albo Irwin, albo Vaniman na telegramie , "chodź i weź tego... - -przeklętego kota."
Załoga była tak zdezorientowana wybrykami kota na początku lotu, że Kiddo został włożony do torby i opuszczony w kierunku płynącej łodzi z dziennikarzami, gdy Amerykę odholowano do morza. Nie udało się jednak dokończyć przekazania i Kiddo wrócił na pokład.
Kot w końcu uspokoił się, gdy minęły godziny, a statek oddalił się od celu. Jakieś 72 godziny później, po 1008 milach (1622 km) w powietrzu, Ameryka została porzucona na morzu w pobliżu Bermudów — statku nigdy więcej nie widziano — a jej załogę uratował przejeżdżający parowiec. Drewniana łódź ratunkowa jest obecnie jednym z artefaktów w Smithsonian National Air and Space Museum.
W Nowym Jorku załogę powitano jak bohaterów. Zdjęcia zostały zrobione dla The Times z Kiddo z przodu i na środku . „Przez pewien czas”, mówi Janus, „był wystawiany w domu towarowym Gimbels w pozłacanej klatce. Potem przeszedł na emeryturę z lotnictwa i zamieszkał z córką Wellmana w Waszyngtonie”.
Ostatni lot w Ameryce nie był technicznie udany. Ale żaden sterowiec nigdy nie podróżował tak daleko (choć w złym kierunku). Ameryka przyniosła marzenie o lataniu, o przepłynięciu oceanów w maszynie latającej stworzonej przez człowieka, bliższe rzeczywistości niż kiedykolwiek wcześniej.
„Poświęciliśmy nasz statek powietrzny, ale uratowaliśmy nam życie” – napisał Simon po amerykańskiej podróży – „a przede wszystkim, jak pokażą panowie Wellman i pan Vaniman, pisząc swoje raporty techniczne, zebraliśmy ogromną ilość przydatnych informacji. wiedza, która w dużej mierze pomoże w rozwiązaniu dużych problemów związanych z nawigacją w powietrzu. I uratowaliśmy też kota!"
TERAZ TO CIEKAWE
Pierwszy rejs sterowiec transatlantycki zakończył się około dziewięciu lat po utracie Ameryki, w lipcu 1919, przez brytyjski sterowiec R34 . 643-stopowy (196-metrowy) statek przewoził kociaka na gapę o imieniu Whoopsie.