Jest dobry powód, by sądzić, że żeglarze zawsze używali słonego języka na pełnym morzu. Przynajmniej takie było wrażenie purytańskiego kaznodziei Cotton Mather, który napisał w kazaniu z 1699 roku: „To była obserwacja, starsza niż Dayes z Platona , że morze jest szkołą występku … Czy nie jest grzechem bluźniercze przekleństwa i przekleństwa, stały się zbyt znane wśród naszych marynarzy? " Nawet przymiotnik „słony”, oznaczający surowy język, powstał pod koniec XIX wieku jako odniesienie do „barwnej” kultury i słownictwa żeglarskiego.
A więc co takiego było w życiu żeglarskim, że dobrych chrześcijańskich chłopców zmieniło się w nieuczciwych marynarzy i spopularyzowało pojęcie „przeklinania jak marynarz”?
Niebezpieczne bractwo
Od końca XVII do XIX wieku prawdopodobnie nie było zawodu bardziej niebezpiecznego i wymagającego technicznie niż członek załogi dużego żaglowca, mówi Marc Nucup, historyk publiczny z The Mariners 'Museum and Park w Newport News w Wirginii. Każdy aspekt żeglarstwa wymagał skoordynowanej pracy zespołowej, a „słabe ogniwo” załogi mogło spowodować poważne obrażenia lub śmierć. Zdobycie zaufania i szacunku członków załogi było niezbędne, co oznaczało przekonanie ich, że należysz do wyspiarskiego bractwa marynarzy.
„Ponieważ była to taka umiejętność techniczna, w której zawsze istniało ryzyko śmierci lub kontuzji, byłeś albo marynarzem, albo nie byłeś marynarzem” - mówi Nucup. „Mówienie jak marynarz było wielkim znakiem wskazującym, że należysz do tej grupy ”.
Po części mówienie jak marynarz polegało na znajomości całego specjalistycznego żargonu pokładowego - od szpiegów po czapraki - który sam w sobie może brzmieć jak język obcy. Ale biegłość w wulgarnym języku (przynajmniej według standardów z XVIII wieku) była również pewnym znakiem, że jesteś doświadczoną i zaufaną ręką.
„Przeklinanie jak marynarz było jedynym możliwym do zidentyfikowania sposobem upewnienia się, że jesteś częścią grupy” - mówi Nucup. „Tak jak były piosenki i szanty, które znali wszyscy żeglarze, historie, które lubili opowiadać i sposób, w jaki ubierali się w przeciwieństwie do cywilów na brzegu”.
„Cholera” było poważnym przekleństwem
Dla współczesnych uszu słowo „cholera” ledwo jest rejestrowane jako wulgarny język, ale w wysoce religijnej kulturze Ameryki XVIII i XIX wieku słowo „cholera” miało poważny cios. Historyk Paul Gilje wyjaśnił swoją znakomitą książkę „ Przysięgać jak marynarz: kultura morska w Ameryce 1750–1850 ”, nadużywając słowa „cholera”, mogąc naruszyć dwa różne chrześcijańskie tabu: 1) na próżno przyjmować imię Pana (na przykład „ Niech cię diabli! ”) Lub 2) stawiając się na tym samym poziomie co Bóg, potępiając wszystko, od złego wiatru po pijanego kapitana.
Większość marynarzy wychowywała się w zakonnych domach i w pełni rozumiała, że rzucanie wokół siebie słowa „cholera” jest grzeszną sprawą, ale to też była część apelu. Zdobycie akceptacji braterstwa marynarzy często oznaczało aktywne odrzucenie obyczajów głównego nurtu społeczeństwa, przynajmniej na pokładzie statku. W swojej książce Gilje cytuje skruszonego marynarza na spotkaniu modlitewnym w Nowym Jorku:
Jeśli „cholera” było wystarczająco złe, to co uważano za naprawdę nikczemny przykład „przeklinania jak marynarz”?
Jest frustrująco niewiele wzmianek o konkretnych przekleństwach w dziennikach pokładowych i dziennikach marynarzy z tamtej epoki, ale Gilje znalazł na statku wielorybniczym w 1849 roku jednego człowieka, który opisał swojego kapitana jako używającego „najgorszego i najbardziej profanującego języka, jaki kiedykolwiek słyszałem od śmiertelnika usta." Jeśli spodziewasz się „bomb F” i innych przekleństw z oceną R, możesz być zaskoczony, że jedną z najgorszych obelg, jakie mógł wypowiedzieć dziewiętnastowieczny marynarz, było nazwanie innego człowieka „cholernym sukinsynem”.
Co powiedziałeś o mojej mamie?
W swojej książce Gilje znalazł wiele relacji o mężczyznach na pokładzie statku, którzy prawie zabijali się nawzajem, nazywając to zwrotem. Kapitanowie chłostali i bili ludzi za mniej, a na tak pozornie oswojonych słowach planowano bunt. Ale jak wyjaśnia Gilje, w tamtych czasach nie było nic oswojonego w nazywaniu czyjejś matki „suką”.
W „Klasycznym słowniku języka wulgarnego” opublikowanym w 1785 roku, autorka definiuje „sukę” jako „psia suka”, a także „najbardziej obraźliwe określenie, jakie można nadać angielskiej kobiecie, nawet bardziej prowokujące niż kurwa." Prostytutka uprawiała seks z mężczyznami za pieniądze, ale „suka”, według słownika z XVIII wieku, była „kobietą, której zwierzęcy instynkt seksualny zmuszał ją do walki z każdym dostępnym mężczyzną”.
Nazywanie kobiety „suką” w XVIII i XIX wieku oznaczało uznanie jej za mniej niż ludzką i dosłownie bestialską. A nazwanie człowieka „sukinsynem” było niewybaczalną obrazą, biorąc pod uwagę piedestały, na których młodzi żeglarze umieszczali swoje anielskie matki.
„Jest pewien sentymentalizm, zwłaszcza wśród młodszych mężczyzn” - mówi Nucup. - Niektórzy mogli mieć ukochane lub żony na brzegu, ale prawie wszyscy mieli matkę w domu i obrażanie twojej matki było wielką sprawą.
W rzeczywistości „sukinsyn” mógł być najsilniejszym „walczącym słowem” w języku angielskim, zarówno na wodzie, jak i poza nią. Aby podkreślić swój punkt widzenia, Gilje wspomina o masakrze bostońskiej , niesławnym incydencie, w którym brytyjscy żołnierze strzelali do tłumu zamieszkujących cywili w Bostonie w 1770 roku, zabijając pięciu amerykańskich kolonistów w okresie poprzedzającym wojnę o niepodległość .
Kiedy wściekli Bostończycy po raz pierwszy starli się z brytyjskimi żołnierzami, jeden z chłopców wskazał na żołnierza i zawołał: „To jest sukinsyn, który mnie powalił”. To prawie na pewno doprowadziłoby do wrzenia krwi żołnierza. Ale obelgi i szyderstwa nie kończyły się na tym. Według innej relacji, ktoś inny w tłumie ośmielił Brytyjczyków strzelać, używając najbardziej bluźnierczego języka, na jaki mogli się zdobyć: „Cholera, łajdaki; ogień. Nie waż się strzelać. Strzelaj i bądź przeklęty”.
`` Przeklinając z Gusto ''
Gilje mówi, że z biegiem czasu marynarze byli coraz bardziej dumni ze swojej słonej reputacji i podczas gdy obelgi takie jak „sukinsyn” stały się powszechne wśród XIX-wiecznych Amerykanów wszystkich zawodów, marynarze „przyjmowali klątwy z wyraźnym zapałem” i podnieśli je do rangi „forma sztuki”. Zdolność do swobodnego przeklinania została uznana za jedną ze swobód życia na morzu, a „przeklinanie jak marynarz” zaczęła reprezentować pewien rodzaj męskiego, morskiego stylu życia.
Czy współcześni żeglarze nadal zasługują na miano płodnych i kreatywnych przeklinaczy? Skontaktowaliśmy się z Dave'em Winklerem, emerytowanym dowódcą Marynarki Wojennej, a obecnie historykiem Marynarki Wojennej, który opowiedział historię o jednym z członków załogi, który praktycznie wyskoczył za burtę, gdy nowy kapitan wydał rozkaz „bez przekleństw”. To powiedziawszy, napisał Winkler w e-mailu: "Nie powiedziałbym, że marynarze mają szczególne prawa własności do smagłego języka. Podejrzewam, że jest on wszechobecny w środowiskach przemysłowych. Są też instruktorzy musztry piechoty morskiej!"
zarabia niewielką prowizję za zakupy za pośrednictwem linków w naszej witrynie.
Teraz to jest fajne
„Przędzenie przędzy” oznacza żeglarskie określenie opowiadania historii i nawiązuje do żeglarskiej praktyki skręcania włókien razem w grubą linę. Ta metafora „pasuje do sposobu, w jaki żeglarze opowiadali swoje historie”, pisze Gilje, „oferując małe fragmenty informacji, które połączyły ze sobą i utworzyły większą narrację”.